Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/280

Ta strona została przepisana.

staje przyjęty. Nowy starosta Dobronrawow z Wujciem jako swoim zastępcą zanieśli odpowiedź oficerowi i długo nie wracali.
Więźniowie po dawnemu tłumnie wylegli na pokład i z wielkiem podnieceniem przypominali sobie rozmaite szczegóły przeżytych wydarzeń. Zaczęła już powstawać legenda, opromieniona blaskiem wszelkich cnót.
— Wtedy ja jemu powiedziałem!... — krzyczał, wymachując rękami Odesskij.
— Cóżeś mu pan powiedział?... — pytał drwiąco Somow.
— Powiedziałem mu, żeby sobie poszedł!...
— Wyznaję, że ja tam pana nie widziałem i nic nie słyszałem.
— Jakto?... Stałem zupełnie blisko od tego Polaka. Niech go się pan spyta.
Dziennikarz wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
— Trzeba przyznać, że się pan dobrze spisał, kiedyś wystąpił przed tego wściekłego zwierza!... — chwaliła Róża Isakowna Butterbrota, chodząc z nim po pokładzie.
— Zawsze twierdziłem i twierdzę, że protest na każdem miejscu i w każdym wypadku jest jedyną wskazaną taktyką dla międzynarodowego proletariusza! — odpowiedział Butterbrot skromnie.
Rozumie się, że obiadu nie zdążono ugotować; musiano zastąpić go herbatą z suchara-