Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/324

Ta strona została przepisana.

— Skądże Niemen!?... Niemen mała rzeczka!...
— Jaka mała! Wcale nie mała!... Kto panu powiedział?... — broniła się Dowgiełłowa.
— Mówię wam: niema jak Don! — dowodziła Tutolmina.
Rozmowa już poszła tą drogą i stała się ogólną.
Każdy chwalił rzekę swej młodości. Biełych wciąż rzucał spojrzenia i zapytania w stronę Nawrockiej, a po obiedzie podszedł do niej i, chyląc głowę powiedział półgłosem:
— Słyszałem, że pani ma interes do księcia?
— Do jakiego księcia?...
— Do księcia Chamkrelidzego!.... To pani nie wie, że on jest gruzińskim księciem. Zresztą tam książęta znaczą to samo, co u kirgizów... Ha, ha!
— Tak, chciałam się zobaczyć z panem Chamkrelidze, mam list z Tomska dla niego... Ale kto panu powiedział?...
— Ho, ho!... W Irkucku słyszą jak trawa rośnie!... Jeżeli pani sobie życzy, zaprowadzę panią do niego... zupełnie niepostrzeżenie...
— Nie mam się z czem kryć!... — odrzekła sucho.
— Doskonale!... W takim razie idziemy!... Mam interes w tamtej stronie, a nawet mam interes do samego księcia i mogę do niego wstąpić!
— Zaraz nie mogę!...