Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/332

Ta strona została przepisana.

ucieczki i o zniszczenie rządowego majątku przez złamanie poręczy u schodów na barce. Że się do niczego nie przyznał i, korzystając z niedokładności donosu, wykpił wszystko i w żart obrócił.

„Mam nadzieję, że sprawa upadnie, gdyż donos pisał nie oficer, a ktoś inny, źle powiadomiony i niepisemny... Pokazano mi ten donos; sam sędzia śledczy śmiał się, takim jest napisany językiem. Pewnie podał go albo wachmistrz albo kucharz z parowca...“ — dodawał wkońcu.

Humory odrazu się poprawiły. Postanowiono dać znać do miasta o całej sprawie, o położeniu, w jakiem się znaleźli, prosić o interwencję i pomoc. Mieli jednak kłopot, na czyje ręce wysłać list przez kryminalistów, by nie wsypać czasem „organizacji“. Jeszcze trwały narady i wahania w tej sprawie, gdy do kamery wszedł niespodzianie Wojnart, zakuty w ręczne kajdany, ale wesoły, i oznajmił, że druga połowa partji tylko co przybyła z Tomska, że Butterbrota i wszystkich Żydów wsadzono do osobniaków i że z tego powodu dla braku miejsca przeniesiono go zpowrotem tutaj.
— Pewnie czasowo, ale dobre i to! — zauważył Dobronrawow.
— Nie wiem. Wyznaję, że wolałbym, aby mię tam czas jeszcze jakiś potrzymano. Przedewszystkiem nie zdążyłem porozumieć się z nikim z przywiezionych i lękam się, że narobią