Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/345

Ta strona została przepisana.

— Polki są energiczne i wytrwałe — odezwał się siedzący w cieniu blondyn z krótką szwedzką bródką, z nosem jak kartofel i oczami, jak szparki.
— To byłoby, panie Rusanow, wielkie nieszczęście!... Temu trzeba przeciwdziałać!... — krzyknął Feldkorn.
— Proszę o głos! — wyrzekł cicho Natan.
— Pan Natan ma głos! — solennie obwieścił przewodniczący.
— Przeciwdziałać my nie możemy w żadnym razie, gdyż to znaczyłoby, że zatrzymujemy świadomie w więzieniu, w carskiem więzieniu człowieka bądź co bądź ideowego, który ma możność stamtąd wyjść. Jest to dla nas, szermierzy wolności, rzecz niemożliwa, niedopuszczalna, nie do pomyślenia, wprost niezgodna z kodeksem rewolucyjnym. Ale jest druga strona tej sprawy: mam prawo przypuszczać, że nieznaną panom osobę, o której tu mówią, wypadkiem znam, że jechałem z nią parowcem. Jest to panna bardzo przystojna, bardzo młoda, a tak lekkomyślna, że zdradziła już wtedy związek swój z barką więzienną w sposób do tego stopnia jaskrawy, iż zwróciła na siebie nietylko moją i mojej żony uwagę, ale nawet konwojujących mię żandarmów. Nie wiem więc, czy wogóle można z nią prowadzić tak trudne przedsięwzięcie, wymagające takiej wytrawności, zimnej krwi i zdolności konspiracyjnych.. Tyle o tej sprawie. Co zaś do ogólnej sytuacji politycznej,