Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/348

Ta strona została przepisana.
XXXI.

Politycznych katorżników w dalszym ciągu trzymano w ścisłem odosobnieniu, nie puszczano na spacer, nie wydawano im przysyłanych z miasta posyłek i karmiono wyłącznie z więziennego kotła. Szczelina jednak, przez którą komunikowali się oni tajemnie z innemi częściami więzienia oraz ze światem, nie została ani wykryta ani zamknięta. Owszem rozszerzała się i ulepszała. Przez nią dowiedzieli się oni, że część żydów politycznych, przeniesiono znowu do kamery ogólnej i już cieszyli się, że sprawa buntu zapewne została pogrzebana, gdy drzwi ich pomieszczenia rozwarły się szeroko i z blasku dnia wepchnięto w ciemny mrok ich nory kilku nowych ludzi z tobołkami, przebranych w aresztanckie odzienie, ale niezakutych...
— Gawar, Cydzik, Wątorek, Barański, Frączak... Co wy tu robicie!? — krzyknął, przyjrzawszy się im Wojnart.
— Wojnart, jakże się cieszę!... Znowuśmy się spotkali!... — wołał Gawar.
— Co my tu robimy?... Djabeł wie, co robić będziemy. Tylko tak tego płazem nie puścimy!...