Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/349

Ta strona została przepisana.

Dowiemy się wszystkiego, a wtedy — szlus... Ferfałdes klaczkes!... — odgrażał się Cydzik.
— Przestańcie głupstwa gadać i powiedzcie co to znaczy?...
— A to znaczy: żydek nasz wsypał nas, żeby go piorun trzasł! — krzyknął Wątorek.
Wojnart wzruszył ramionami.
— Nic nie rozumiem!... — rzekł ze śmieszną powagą Wujcio.
— Ale się tu u was udusić można!... Jak ten Dżumbadze wytrzymuje, doprawdy nie rozumiem... Jakże się czujecie, towarzyszu?... — zwrócił się doktór Frączak do chorego, leżącego na ziemi.
Żywy szkielet podniósł się i uśmiechnął radośnie.
— Jakoś niezgorzej!... Byle tylko dali mi łóżko, łatwiej będzie oddychać na wzniesieniu...
— Powiedzcie nareszcie, jakeście się tu dostali? — zapytał Wojnart.
— Powiemy. Dlaczego nie mamy powiedzieć!? Owszem powiemy!... — zaczął Cydzik. Wszystko szło jak należy, aresztowali tych żydów i odprowadzili do osobniaków... Zrobiło się trochę przestronniej... Wtem po paru dniach zaczynają nas wołać... samych Polaków, wołają, wypytują, wypytują i zpowrotem puszczają... Dobrze. Nic nie szkodzi!... Głównie o pana, panie Wojnart, pytali. Mówimy: nic nie wiemy!... Ja nie ja i łoszad’ nie moja!... Wtem wszystkich nas zawołali razem, trzymali, trzymali w kance-