larji, a potem przyszedł ten żyd Odesskij, wskazuje na nas palcami i mówi: ten był, ten był i ten... My mu w żywe oczy: ty parchu, łżesz! Cóż kiedy go zaraz zabrali, a nam już do kamery wrócić nie pozwolili, tylko tobołki przynieśli i tu przyprowadzili...
— Wszystko opowiedzcie po rusku towarzyszom tylko spokojnie bez wymyślań! — radził Wojnart.
— Jakto bez wymyślania, on parch, żeby swoich ratować, na nas zwalił!... Wszystkich ich z osobniaków przenieśli, jeden Butterbrot został!...
— Przenieśli dlatego, że przyprowadzono anarchistów, co rozbili pocztę!... — wmieszał się doktór. — Co się zaś tyczy Odesskiego, to cała ta rzecz jeszcze niewyjaśniona, bo mnie naprzykład mu nie przedstawiono i niewiadomo, co znaczą jego wskazówki...
— Co mają znaczyć?... Szpicel i tyle!... Ukatrupić go! Gnaty mu połamać!... — wybuchnął Barański.
Wojnart powtórzył obecnym po rusku w krótkich słowach, co powiedzieli mu robociarze.
— Nie może być!... Znam Odesskiego dawno, to zapaleniec ale uczciwy człowiek! — bronił oskarżonego Aronson.
— Wiadomo żyd żydowi pejsów nie obedrze! — mruknął Wątorek.
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/350
Ta strona została przepisana.