Na to nic nie pomogę. Nie mam w świecie pieniężnym żadnych stosunków. Spytaj się Dowgiełłowej, może ona, co poradzi!... Powiedz jej wszystko szczerze, ona bardzo dyskretna i uczynna!... O każdym z nas wie bardzo dużo...
— Wiem i chyba zrobię jak radzisz, bo nie mam wyjścia... Zaprzedałabym się w niewolę, gdybym mogła...
— Chcesz, zaraz ją zawołam i przypilnuję, żeby wam nikt nie przeszkodził! — Dobrze?...
Za chwilkę weszła pani Dowgiełłowa, wycierając ręce w fartuch i ciężko usiadła na krzesełku naprzeciwko Nawrockiej.
Ta w krótkich wyrazach opowiedziała jej o co chodzi.
— Narzeczony mój i jeszcze kilku więźniów mogą uciec z więzienia i uciekną na pewno, lecz potrzebują pieniędzy...
— A cóż Chamkrelidze!?...
— Mówi, że ich niema, a może nie chce dać!...
— Ja też nie mam, bo Bóg świadkiem, zarazbym dała na taką rzecz jak uwolnienie więźniów! To to samo, co dawniej wykup od Tatarów... Rzecz święta! Tylko, że nie mam... Córkę, wnuków muszę utrzymywać; bieda teraz, zanim te kopalnie się zaczną opłacać... A wszystko kosztuje, strasznie teraz kosztuje... Taka na wszystko drożyzna; dziś naprzykład, o maluchny pęczek marchewki pytam się na targu... Ale wie pani, co, to może pani pójdzie do Śle-
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/365
Ta strona została przepisana.