— Józiu, panna Nawrocka z Warszawy, ma do ciebie interes! Pani Dowgiełłowa pisała — powiedziała łagodnie pani domu i wyszła, przymknąwszy drzwi za sobą.
— Co pani sobie życzy?... Z jakich pani Nawrockich?... Czy nie spokrewnionych czasem z Przybylskimi?... Bo Przybylscy to moi krewni...
— Nie, na nieszczęście, nie!...
— Dlaczego na nieszczęście?...
— Bo może byłoby mi łatwiej...
— Bardzo proszę!... — rzekł trochę oschlej. — Cóż to takiego?
Opowiedziała, hamując wzruszenie, okoliczności sprawy. Zdawał się być poruszony.
— Uciekają z więzienia?... Kto?
— Katorżnicy.
— Rosjanie?... Oni mają swoją organizację.
— Nietylko. Są i Polacy. Wśród nich mój narzeczony Wojnart...
— Jeden?... Do jakiej partji należy...
— Czyż nie wszystko jedno...
— O nie!... Litować się można nad każdym, ale do kraju powracać należy pomagać jedynie... pożytecznym. Co innego ucieczka, co innego pomoc w więzieniu i na wygnaniu...
Wojnart należy do Związku Walki Czynnej.
— Co to za związek?... Nie słyszałem... Acha, acha, przypominam sobie: bojówka!
— Ależ nie!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/367
Ta strona została przepisana.