Znów długo tłumaczyła mu i opowiadała o ruchu wojskowym bezpartyjnym, o strzelcach galicyjskich.
Słuchał uważnie.
— Z tak dala trudno się połapać, czy to rzecz poważna, czy nie, czy odpowiada narodowej polityce!?... Miarą i wskazówką mogą tu służyć dla nas ludzie... Kto stoi na czele?
— Piłsudski.
Ślepy odsunął się wtył, jakgdyby nagle przejrzał.
— Acha, Piłsudski!... Bezdany... Pamiętam... Socjał... socjał... Burzyciel!...
— Przedewszystkiem — twórca!... Czy nie wszystiko jedno zresztą, z czyjej ręki przyjdzie wyzwolenie Ojczyzny?...
— Z tej ręki nie przyjdzie, to są warchoły, wywrotowcy!...
— Pan się myli. Tam są najrozmaitsi ludzie. Sam Piłsudski oddał się wyłącznie sprawie wojskowej i surowo, o ile wiem, przestrzega bezpartyjności związku...
— Daruje pani, nie mogę... Nic na to nie poradzę!... To sprzeczne jest zupełnie z mojemi przekonaniami!
Pochyliła głowę; czuła w głosie tego ślepca nieubłaganą zaciekłość.
— W takim razie... żegnam pana!
Zadzwonił.
— Żono, pani już odchodzi!...
Uniósł się na fotelu cokolwiek.
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/368
Ta strona została przepisana.