wszystkich razem zebranych... bo na to potrzeba więcej niż pieniędzy, bo na to potrzebny czas i praca... Żeby powstał ten chłop, ten robotnik, coby piaski Chanaanu w winnice Pańskie zpowrotem zamienił, coby kazał zakwitnąć różom na Jerychońskich skałach, coby wodą zrosił dawne łąki Galilei, to musi wśród nas powstać nowy człowiek, człowiek, któryby pragnął szacunku nietylko od ludzi, ale któryby miał go dla samego siebie... Takich ludzi wszędzie mało... Tacy ludzie rodzą się z wielkim bólem, dlatego Pan doświadcza nas i niech błogosławione będą Jego wyroki. Przez czterdzieści lat błądzić musiał Izrael na pustyni nim z niewoli Egipskiej dosięgnął Chanaanu... I my teraz błądzić musimy w pustyni... obcych narodów! Dlatego ja nie gniewam się, że wy nas nie chcecie, bo przez to my prędzej odzyskamy naszą cnotę i naszą ojczyznę!... Dlatego prędzej zapragnie Izrael powrotu do swojej ziemi!... Tylko ja powiem, że nie trzeba się śpieszyć i nie trzeba się nienawidzić... Nawet kiedy pijawkę człowiek z wielkim gniewem i pośpiechem odrywa, to od tego może być źle i szkoda dla niego samego...
Otóż ja wiem, co pan Wojnart myśli o Żydach... mnie mówiła Sara... Ja wiem, że on jest nasz nieprzyjaciel i ja długo się namyślałem czy dać czy nie dać?... I ja nie wiem, czy ja dobrze robię, że daję, bo za te pieniądze można sto owiec kupić koloniście w Palestynie... Ale Sara
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/382
Ta strona została przepisana.