w cywilne od wszystkich zbierane ubranie. Cydzik zapalił natychmiast ogarek świeczki i wciąż pilnie nasłuchując, rozejrzał się po piwnicy. Stały tam beczki, skrzynie, połamane meble, leżały jakieś szmaty, wogóle nieużywane graty. Drzwi jednak były zamknięte z zewnątrz na kłódkę, a w górnej części dźwierza miały przybitą listwę, przeszkadzającą zdjęciu ich z zawias. Cydzik założył dłóto i z lekkim trzaskiem listwę oderwał, poczem światło zgasił i obaj więźniowie słuchali z bijącem sercem, czy nie odezwą się czasem w głębi domu głosy i kroki. —
Cicho.
Więc znowu zapalili łojówkę i znalezionemi wśród gratów drążkami podważyli ostrożnie drzwi. Gdy już były podważone, Gawar wbił w szparę dłóto i podtrzymał je, aby nie upadły, podczas gdy Cydzik dalej pracował drążkiem.
— Zrobione! — szepnął cicho.
Odsunęli zdjęte z zawias drzwi tyle tylko, że Gawar mógł się bokiem nazewnątrz przecisnąć. Wtedy znowu zgasili światło i chłopak, jak kot wciąż pilnie nasłuchując, przemknął się korytarzem i zaczął wstępować na schody. Wkrótce zaszarzał przed nim kwadrat wolnego powietrza. Na szczęście, drzwi od sieni nie były zamknięte. Mijając je, Gawar zatrzymał się i wyjął klucz z zamku: w kuchni obok brzmiały głosy kobiece i męskie — kłócono się o coś zawzięcie.
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/385
Ta strona została przepisana.