Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/389

Ta strona została przepisana.

wane w odpowiedni sposób nity kajdan. Wojnart zrzucił więzienne ubranie i wdział cywilne w mgnieniu oka. Poczem zaczął żegnać i ściskać pokolei towarzyszy, i czuł z bólem, jak każdy z nich drżał mu w objęciach. Chciał nawet uścisnąć Dżumbadzego, lecz Gruzin uśmiechnął się boleśnie i potrząsł głową:
— Nie, jam trucizna!... Żyj!... Bądź szczęśliwy!... Pamiętaj o nas... Walcz!...
Zakaszlał się.
— Już... już!... Idź pan, bo bramę zamkną!... — naglił Gawar.
— Bywaj zdrów chłopcze... Dzięki ci... Uciekaj.... Chciałbym się z tobą spotkać koniecznie!...
— O tak, ja ucieknę!... Na pewno ucieknę... Do zobaczenia w Krakowie.
— Do zobaczenia w Polsce, chłopcy! Słyszycie!
— Tak, słyszym!... Szoruj pan!... Najwyższy czas!... — wołał Wątorek.
— A do „przyjaciół moskali“ nic pan nie powiesz? — spytał go z przekąsem Orłow, gdy już Wojnart stał w podkopie.
— Bądźcie wolni i innym pozwólcie być wolnymi!...
Znikł.

Tejże nocy ogolony i przebrany w gorsowaną koszulę, ładny kapelusz i szykowne palto, wyjechał Wojnart wraz z narzeczoną pośpie-