Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/49

Ta strona została przepisana.

— Istotnie dziwni. Dobrze trafiliśmy. Byle tylko nam wkońcu nie połamali żeber... Bo i to zdarza się czasem.
— Nie o tem mówię, tylko że... tacy uprzejmi! A mnie pytali nawet, czy nie jestem pepees?...
— Powiadają, że większość z nich to „trudowicy“, a podoficer nawet ma być es-erem.
— Trudowicy?... A tak nas rewidowali?
— Co to szkodzi. Nas też rewidowali... Butterbrotowi pieniądze odebrali. Ale gazety nam dają, nawet świeże rewolucyjne odezwy przynieśli...
— I mimo to rewidowali?...
— A rewidowali!... Dusza rosyjska „obszerna i bogata“...
— No nie przesadzaj: rewidowali nas inni! — wmieszał się Potocki.
— Dla mnie oni mogą być inni, ale dla ciebie wszędzie ci sami... proletarjusze w mundurach. — Nie wykręcaj się! —
Potocki widocznie nie miał ochoty do dyskusji, bo kiwnął głową w stronę sąsiedniego przedziału i mruknął:
— Daj pokój i posłuchaj lepiej co mówią!
Zamiast tego doktór zwrócił się do Gawara:
— Cóż widział pan rodziców?
— A widziałem. Już straciłem nadzieję, wyprowadzono nas do rewizji, gdy wtem, niech pan sobie wyobrazi... — zaczął z radosną gadatliwością chłopak.