Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/57

Ta strona została przepisana.

zdumiewający talent — w parę godzin z najzwyklejszego trzygroszniaka zapomocą ułamanej igły robi niewiarogodnie podobną pieczęć wszelakiego departamentu... Słowem — osoba bardzo w kryminale szanowana... Przytem pijak gorzki, bosiak awanturnik, — chłop wszechstronny, nawet trochę „socjał“, walczy z „anarchami“, nie uznaje towarzysza Machajewa a sympatyzuje z „eserami“... Ale przyjaźń nasza bierze skądinąd początek. Mianowicie: on służył nam za poczciarza w Baszcie odeskiej nietylko z całem więzieniem, nie wyłączając oddziału żeńskiego, lecz i z „wolą“ i nie wsypał nas w ciągu roku ani razu... Przechodziły przez jego ręce sprawy nietylko wielce delikatne, lecz nawet niebezpieczne. Ma więc wiele praw do naszego zaufania i życzliwości... W dodatku jest filozofem. Dlatego właśnie spytałem się go przy spotkaniu o rzeczy, które wywołały spór obecny. Powitałem go z pewnem wyznaję, zdziwieniem, że taki potentat więzienny, mogący wybierać miejsce pobytu według życzenia, znalazł się, ot, tu w tej „Starej Rossiei“, gdzie i pluskwy, i brud, i ciasnota i zaduch nieznośny, podczas gdy mógłby mieć w jednym z numerów „konstytucji“ wszystkie spółczesne wygody, ostatni wyraz więziennego komfortu: światło elektryczne, wodociągi, krany, ogrzewanie centralne, kuby powietrza i t. d.? on na to: „panie, ale tam... pałagraf! Tam trzeba innych ludzi — oświeconych: dla nas w „Starej