Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/74

Ta strona została przepisana.

coś do studenta. Przesunęli się pośpiesznie poza tłumem, aby być bliżej chłopca.
— Wojnart jest tutaj, ale zajęty u oficera... nie mogłem go znaleźć! — zawołał głośno po polsku.
Wtem ztyłu za nim huknęła pieśń po rosyjsku:

Zadręczon w niewoli okrutnej,
Zmarł śmiercią świetlaną i sławną,
I w walce za prawa ludowe.
Uczciwie dał głową swą bujną!...

Jednocześnie pociąg ruszył. Panienka biegła za nim, próbowała przerwać łańcuch żołnierzy i dopaść okna, lecz odtrącano ją brutalnie. Krzyczała coś, krzyczał również i student, machając czapką, lecz Gawar nie słyszał, ogłuszony śpiewem, wołaniem tłumu i dygotem pociągu. Wyciągnął tylko chustkę i machał nią... Nie był pewny, czy go dostrzegli, gdyż setki chustek i czapek powiewało z okien. Widział jak panienka z rozmachem rzuciła na pociąg bukietem, lecz kwiaty nie doleciały, potoczyły się i wpadły pod coraz głośniej furkocące koła pociągu.
Budynek stacji oddalał się. Nagle posępny, wspaniały hymn ucichł, urwał się jak ucięty nożycami, a chwilkę potem wesoły taneczny świegot wyleciał nieoczekiwanie z okien wagonów:

Hej tam po rzeczce,
Hej tam po Kazance,