Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/78

Ta strona została przepisana.
VII.

Zapadł zmrok, mżył deszcz i wiał zimny, porywczy wiatr, gdy pociąg zatrzymał się na wielkiej towarowej stacji. Długie szeregi wagonów, ciemnych opuszczonych, podobnych do trumien, wyczekujących swojej kolei, zaciemniały doreszty widok, zamazany mgłą szarugi i zmierzchu. Jedynie blade, migające na rozmaitych wysokościach światełka oraz głuchy monotonny gwar mówiły, że gdzieś wpobliżu jest wielkie miasto.
— Czy to Niżnij Nowogród? — spytał się nieśmiało Gawar przechodzącego pod oknem z latarnią w ręku kolejarza.
— Tak Niżnij!... — odpowiedział ten.
Jednocześnie z ciemności z pod wagonu wyłoniła się sylwetka żołnierza z karabinem na ramieniu.
— Nie rozmawiać tam!...
— Niżnij, Niżnij!... Panowie szykujcie się, zaraz idziemy! — biegło tymczasem w głębi wagonów, budząc ruch wśród drzemiących na ławkach.