Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/79

Ta strona została przepisana.

— A dokąd? Do więzienia, czy wprost na barkę!?
— Zdaje się, że do więzienia... Właśnie czekamy na odpowiedź! — odpowiedział Wojnart, przechodzący w tym czasie przez wagon.
— Spakuję pana rzeczy i będę ich pilnował. Czy pan tu wróci?... — pytał Gawar.
— Bądź tak dobry. Dziękuję ci. Rozumie się, że wrócę.
— To i my się będziem pakować. Pewnie już razem będziemy się trzymać? Co? — zwrócił się do niego Wątorek.
— To się wie, że razem. Mówił ci starosta. Ile razy trza ci powtarzać — wtrącił gburowato Wickiewicz.
— A co to za barka?
— A taka:

Ej-że, bratcy, płachi diela
Nasza barka na miel sieła!

zanucił wesoło po rusku rumiany, kędzierzawy robotnik, sąsiad najbliższy Gawara.
— Ach, daj pokój, Cydzik! — Ty tak mówisz po rusku jak krowa po hiszpańsku. Oni gotowi pomyśleć, że się z nich wyśmiewasz! — wtrącił Finkelbaum.
— Niech myślą... A bo to niema z czego się śmiać? Wszystko u nich „nawyworot“, nie po ludzku. Mówią wciąż: „pożałujsta i pożałujstwa“, jak dziady, żeby ich żałować... Nigdy się tego nie nauczę!...