Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/97

Ta strona została przepisana.

— O czembym gadał? Cobym miał gadać?! Jabym tak zrobił, żeby ona ze mną gadała! a nie ja z nią... Taka ona jak wszystkie inne...
Gawarowi nieprzyjemne były te rozmowy i przesunął się trochę w głąb do Potockiego i doktora Frączaka, którzy rozmawiali z Wujciem.
— Wie pan co, — mówił ten — że jabym nawet nie nastawał bardzo na usunięcie tej zapory!... Zaczęłyby się zaraz flirty, kochania, narzeczeństwa, a zatem kłótnie i intrygi... O, ja znam naszych!... A tak, wszystko to będzie nosiło o wiele romantyczniejszy, poetyczniejszy charakter!
— Będzie kwitła literatura piękna, przeważnie epistolarna, a wspólnym śpiewom chóralnym siatka wcale nie przeszkadza! Nieprawda, panie starosto? — rzekł niespodzianie po polsku do zbliżającego się ku nim Wojnarta.
— To pan mówi po polsku? — spytał żywo Frączak.
— Bardzo mało, nic prawie!... Służyłem na Podolu w cukrowni z Polakami! Zacni koledzy, tylko piją kiepsko.
— O co chodzi? — spytał Wojnart.
— O to, żeby nie usuwać siatki!
— Może i racja! — odrzekł ten po chwili namysłu. — Zobaczymy co powie większość!...