że „koczują mniej niż inni poganie“[1]. Obecnie wydało mi się, że odwrotnie jakuci koczują chętniej od sąsiadów swych buryatów i że bezwarunkowo są znacznie ruchliwsi od tubylców rosyan. Ci wolą o 14 mil wozić siano, niż przepędzić swe stada, co jest stałem wśród jakutów zjawiskiem. Nawet bydło rogate pędzą oni w lata nieurodzaju o wiorst kilkadziesiąt z płaskowyżyn w doliny rzek, zawsze obfitujące w siano. Stada koni, szczególniej tam, gdzie nie obawiają się złodziei, zapędzają jakuci niekiedy na bardzo odległe pastwiska, np.: z Duołgołachu (uł. Wierchoj.) co rok na jesień pędzą swe tabuny o 300 wiorst w dolinę Bytantaja, a w Kołymskim uł. spotykałem nieraz jakutów, szukających swych tabunów o 16 mil od swych sadyb. Wszystko to są resztki dawno ubiegłej przeszłości. Obecnie zapasy siana, obszerne obory, zagrody, przeręble, potrzebne do karmienia, pojenia i chronienia bydła rogatego, krępują ruchy jakutów. Co innego konie, które nie potrzebują obór, które gaszą pragnienie śniegiem, spożywanym razem z wygrzebaną z podeń trawą, nie trzeba ich poić, nie trzeba szukać dla nich na zimę jezior głębokich lub rzeczek i budować stajen... Teraz „koczowanie“ jakutów wyraża się w przejeździe dwa, co najwyżej trzy razy do roku, z domów do domów. Zimę spędzają w domach, zbudowanych wśród łąk, niedaleko stogów siana i wodopojów, lato na płaskowzgórzach, w parowach, gdzie płyną rzeczki trawiaste (bogate w łąki nadbrzeżne), lub nad „obsychającemi z wód“ jeziorami. Letnie sadyby (saiłyk) zwykle stawiają teraz jakuci nie dalej jak o 1½ — 2 mile od swych leż zimowych. Cała, ludność pewnej miejscowości koczuje zwykle jednocześnie. Już w połowie Kwietnia mieszkańcy porządkują swe letnie domy mieszkalne, oczyszczają je ze śniegu, nawianego przez szpary oraz okna i, korzystając z drogi zimowej, zwożą siano potrzebne dla krów cielnych, cięższe sprzęty i domowe rupiecie. Gdy śnieg w końcu Kwietnia, a na północny w końcu Maja, zniknie, zaczyna się ruch. Drogi, zwane „letniemi“, nieuczęszczane prawie w zimie, zapełniają się stadami bydła, szeregami sani lub wozów naładowanych stołami, skrzyniami, ławami, pustemi beczkami na mleko. Naczynia, dzieci w kołyskach i małe cielątka jadą zapakowane w wyłożone sianem kosze. Ludzie wesoło pokrzykują, śmieją się, żartują, bydło ryczy i wciąż rozchodzi się po lesie w poszukiwaniu pożywienia, wszędzie biegają ostromorde psy jakuckie, a dzieci pluskają się w kałużach wody, ciekawie odwiedzają znane a niewidziane od jesieni kąty; w górze nad niemi krążą pstre krogulce, wypatrując czy ludzie czego nie rzucą po drodze. Daleko po lesie biegną wesołe gwary i mieszają się z gwarami lecących w owym właśnie czasie ptaków, z hukiem gdzieś daleko na rzece pękających lodów. Dni dla przejazdów jakuci wybierają zwykle ciepłe, jasne. Stada koni pędzą zwykle na ostatku. Koczowanie czasami trwa kilka nawet kilkanaście dni, potem ruch cichnie odrazu, jak odrazu się zrodził. Koczowanie
- ↑ „Reise“, T. II, str. 473.