worek, napełnia go powietrzem, potem zaciska otwór i wolnym ruchem ramienia wypycha złapane powietrze do dzioba, podczas gdy jednocześnie unosi i napełnia drugi, tylko co opróżniony worek. Powietrze płynie wskutek tego strugą ciągłą więc choć rzadkie, ale jest go dużo. Powierzchnia żarowa ogniska jest znaczna; małe przedmioty grzać w niem trudno, a wielkie wymagają dodatkowej pary miechów, wskutek małej gęstości powietrza. Grzanie trwa dwa razy dłużej niż za pomocą naszych miechów kowalskich.
Ale za to bez trudności mogą być te miechy zastosowane na każdem miejscu, w każdym kominie, nawet w otwartem polu. Dość wznieść mały pagórek z gliny, z otworem na dziób miechów i wykopać mały rowek na zatrzymanie powietrza i węgli. Przedstawia więc kowalskie ognisko jakuckie wązką na 4—5 cali szczelinę, głęboką na ½ stopy, przez jeden koniec której wsuwa się żelazo, a przez drugi wyrzuca popiół i żużle. Węgle kowale palą sobie sami. Drwa na polu układają w stos i nim się zarzewie wytli, zalewają je wodą. Węgiel otrzymują wskutek tego lekki i lichy. Kują Jakuci, siedząc na nizkich stołeczkach, rzadko w dwa młoty, a nie wierzyli mi, że można kuć w trzy i cztery bez żadnego zamętu. W młotach jakuckich szmala inaczej ścięta niż w naszych, idzie zwykle w tej samej płaszczyźnie co rączka. Mimo nadzwyczajną prostotę sposobów i narzędzi kowale jakuccy dają sobie radę, nawet z dość trudnemi robotami; wielu z nich umie odkuć lufę gwintówki, zrobić wcale niezły lemiesz i t. d.