do domu słusznie przeraża każdego jakuta. Bezpłodność uważana jest za ciężki dopust boży, nieledwie za grzech, a płodność — za cnotę. Szczególniej zamożni jakuci bezdzietni ubolewają nad swym losem, zwracają się do bogini płodności z bogatemi ofiarami, wzywają szamanów i spełniają ich zlecenia, często bardzo przykre. Żony, bezpłodne nieraz godzą się z obecnością nałożnicy w domu, a chorzy, bezsilni mężowie patrzą przez palce na płochość swych żon (Nam. uł., 1889 r.). Śmierć niemowlęcia w licznych rodzinach nie wywołuje zbytniej rozpaczy; natomiast śmierć niemowlęcia-jedynaka pogrąża rodziców w nieutulonym żalu. „Zgasł ogień mego domu, znikły iskry jego, zostałem niby czarny osmalony pień, niby odziemek bez gałęzi, niby dym z rozwianym wierzchołkiem“... płaczą osieroceni rodzice“ (Nam. uł. 1891 r.).
Znam wiele przykładów głębokiej rozpaczy jakutów, wywołanej śmiercią jedynych dzieci, szczególniej gdy znikła nadzieja pojawienia się innych. Młynarz Bötüńskiego naslegu, Michał, po śmierci 20-letniej jedynaczki, rzucił strony rodzinne, zostawił dom i młyn bez dozoru, sprzedał bydło ze stratą i wyniósł się do miasta, byle dalej „od miejsca nieszczęścia* (Nam. uł., 1890 r.). Wielu w podobnych wypadkach rozpijało się. Pewien ambitny krętacz, wodzirej, członek miejscowego samorządu, człowiek zimny i wyrachowany, po stracie jedynego syna, pogrążył się w zupełną na wszystko obojętność, zaczął hulać, a w odpowiedzi na wszelkie uwagi, mruczał nieprzytomnie: „inni żyją, chodzą, pracują!“... (Nam. uł., 1889). Położenie bezdzietnych starców zgrzybiałych jest wprost okropne. Wśród nich procent samobójstw jest największy. Często można usłyszeć od starców skargi zaiste hiobowe: „Pożałują strawy, od ogniska odpędzą, za każdą błahostkę wykrzyczą, nie dojrzą w chorobie... Chowając się po kątach będzie człowiek umierał od chłodu, głodu, niby bydlę, w milczeniu“... skarżyła się samotna stara kobieta. „My jakuci jedyną nadzieję pokładamy w dzieciach, w ich miłości: wychowane od małego razem przyzwyczajają się razem i litują nad rodzicami“... (Nam. uł., 1889). Jeżeli rodzice, wskutek wad osobistych lub przyrodzonej oschłości dziecka, nie byli w stanie wzniecić w nich ku sobie uczuć gorętszych, wcześniej czy później wybucha głucha wojna domowa. Kobiety: siostry, córki, matki zwykle ustępują i poddają się. Słabsze fizycznie, pozbawione są na domiar obrony ojcowskiego rodu (aga-usa), który łaskawie je toleruje, ale nie uważa za swych członków, odmawia im opieki, działu w ziemi i głosu w radzie rodowej. Co innego chłopcy. Ci od małego przysłuchując się gawędom w domu i obradom wiecowym, szybko przyswajają sobie męzkie poglądy, pojęcia o prawach, opartych na osobistej ich pracy i sile. W miarę wzrastania ilości spełnianej przez nich pracy, w miarę poznania swych zdolności życiowych, obrotności w sprawach, łatwości w obejściu, umacnia się ich pewność, że są w rodzinie niezbędni, że ona żyje z ich wysiłków. Żądają więc, aby ich słuchano, aby ich własna wola i wygoda stawiana była na czele życia
Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/303
Ta strona została przepisana.
298
RODZINA.