gów. Szaman z powołonia, szaman co zgadza się na walkę, przez litość dla bliźnich, szaman co wierzy i w promieniach, ofiary idzie dobrowolnie ku możebnej zgubie — zawsze wywiera wielkie na słuchaczach wrażenie. Kto raz, lub dwa widział czary prawdziwych szamanów, ten zrozumiał ich podział gminny na: wielkich, niezwykłych i kłamliwych.
Niektórzy z mistrzów do tego stopnia niezwykle rozkładają ciemność i światło, ciszę i dźwięki, w głosie ich drżą takie wzruszające nuty błagalne, groźne, śpiewne lub okropne; łoskot ich bębna tak odpowiada nastrojowi chwili; hymny, pieśni, opowieści są pełne tak pięknych, malowniczych słów, zwrotów nieoczekiwanych, pysznych porównań, że nawet europejczyk będzie się czuł pokonanym przez niewysłowiony urok dzikiej twórczości tej duszy pierwotnej i wolnej.
Zewnętrzny porządek obrządków szamańskich zwykle jest jednakowy. Podam opis tych czynności, które wszędzie i zawsze pozostają prawie bez zmiany — są niejako szkieletem obrządku. Wezwany do chorego, szaman przychodzi zwykle pod wieczór i siada odrazu na przedniem miejscu w kącie bilirika. Wyciągnięty na swej białej skórze leży, gawędzi z otaczającymi i czeka chwili odpowiedniej do czarów. Wreszcie słońce zaszło, zmierzch gęstnieje, w jurcie robią pospieszne przygotowania do czarów, łupią łuczywa, znoszą drwa, zamiatają izbę, gotują pożywniejszą i smaczniejszą kolacyę. Zwolna schodzą się sąsiedzi, obsiadają ławy wzdłuż ścian, mężczyźni na prawo, kobiety na lewo. Wszyscy rozmawiają przyciszonymi głosami, ruszają się ostrożnie. Na północy, gospodarz robi z mocnych rzemieni dwie pętlice, które szaman zakłada sobie na ramiona, a obecni przytrzymują zwieszające się końce, aby go duchy nie porwały. Wreszcie wszyscy usiedli poważnie na miejsca. Szaman przykucnął w kącie, gdzie zwykle stoi wyniesiony na ten czas stół; zwolna rozplata swe warkocze, mruczy coś, wydaje pomocnikowi rozkazy, czka i ziewa nerwowo, ciało jego przebiegają dreszcze, z początku sztuczne. Oczy, opuszczone na dół, nie patrzą wcale, lub są utkwione w jeden punkt, zwykle w ogień. Ogień dogasa. Błyski jego coraz słabiej rozświecają ciemności; ruch w izbie ustaje, gdyż za chwilę drzwi zostaną zaparte i nieprędko się otworzą. Szaman zwolna zwleka koszulę i nadziewa czarodziejski kaftan. Podają mu fajeczkę. Pali i dym łyka. Czkawka jego i dreszcze nerwowe wzmagają się; twarz mu pobladła, zwilgła, głowa nizko opadła na piersi, oczy nawpół zamknęły. Tymczasem na środku jurty już rozpostarto jego białą skórę kobylą. Szaman każe podać sobie zimnej wody i pije ją wolno dużymi łykami, następnie sennym ruchem bierze przygotowany zawczasu bęben, wychodzi na środek i cztery razy przyklęka na cztery świata strony. Jednocześnie bryzga wodą z ust w koło. Wszystko zamiera. Na ogień rzuca paź garść włosów końskich i zasypuje go zupełnie popiołem. W mętnym zmroku niewyraźnie majaczy zgarbiona postać szamana, z ogromnym jak tarcza bębnem przed sobą.
Siedzi on na skórze kobylej, zwrócony twarzą na południe, dokąd również
Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/413
Ta strona została przepisana.
404
WIERZENIA