Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/85

Ta strona została skorygowana.
80
GEOGRAFIA.

mil od rzeki Bytantaja do mieszkańców nad rzeczką Tynka przebyliśmy po leśnych drożynach i bagnach w dwie doby. Nie spaliśmy i nie popasali dłużej nad godzinę i to cztery razy wszystkiego. Obroku nikt tu ze sobą nie wozi, niema tego zwyczaju. Nad rzeczką Tynka nie zastaliśmy spodziewanych na zmianę koni, jakuci obejrzeli uważnie mego wierzchowca, gniadego wałacha z „rybiemi oczami“[1] i oznajmili, że ten może iść dalej. Przez sześć godzin, gdy spałem, przetrzymali, jak każe zwyczaj, konia głodnego u słupa, następnie osiodłali i przed samym wyjazdem napoili. Zrobiłem na nim bez wypoczynku jeszcze 15 mil. Ostatnią milę, gdy poczuł zdala mieszkańców, on jeden z całego taboru pobiegł kłusem z własnej ochoty (Wierchojańsk 1882 r. 18 Lipca). Przebycie 10—15 mil na koniu jednym ciągiem, nie zdejmując zeń siodła i karmiąc go bardzo umiarkowanie i parę tylko razy, należy do wypadków zwykłych, zdarzających się tu dość często. W 1883 r. uciekając przed powodzią, zrobiliśmy, ja, kozak i przewodnik jakut, 19 mil jednym tchem z krótkimi przestankami, a 1885 r. ścigając naczelnika Kołymskiego okręgu, który miał mi oddać niezbędne do powrotu papiery przebiegłem na zwykłych pocztowych wierzchowcach 17 mil w 20 godzin po głębokich śniegach; raz tylko puściliśmy konie w las aby trochę „przegryzły“. W 1892 r. lękając się spóźnić na parostatek, który raz do roku odchodzi z Jakucka, przeleciałem 15½ mili w 13 godzin parą koni zaprzężonych do kutego wozu, wyładowanego rzeczami. Zatrzymywałem się dwa razy aby im dać trochę jęczmienia. Jeden koń, 18 letni, osłabł pod koniec, ale drugi, 7-mioletni, biegł całą drogę jednakowo rzeźwo i wesoło. Woźnica jakut miał po dniu wypoczynku wrócić do domu, gdzie czekał na zwierzęta porzucony na chwilę pług i robota w polu. O podobnych, a nawet bardziej zdumiewających wypadkach słyszałem wiele opowiadań, lecz poprzestanę na przytoczonych powyżej przykładach własnej obserwacyi.
Za najwytrwalsze w drodze uchodzą jałowe klacze (męnge). Jakuci klaczy do robót nie używają i wstydzą się na nich jeźdżić, ale w wyjątkowo ciężką i daleką drogę biorą 8-io lub 9-cio letnie „męnge“ (Bajagantaj uł. 1886 r.). Za najsłabsze uchodzą ogiery i kobyły-matki.

Już kilkakroć wypowiadałem zdanie, że tutejsze dzikie i domowe zwierzęta posiadają w wysokim stopniu zdolność szybkiego nagromadzania tłuszczu we wnętrznościach oraz pod skórą. Obejście jakutów z końmi w drodze polega głównie na korzystaniu z tych zapasów. Konie tłuste, wzięte wprost z tabunu, jakuci starannie „głodzą“ przed wszelką robotą, nie dają im nic w ciągu kilku dni lub dają bardzo mało. Następnie zwolna przyuczają do wysiłków. Pierwszego dnia nigdy daleko nie jadą i w drodze co kilka wiorst zatrzymują się na parę minut. Po przybyciu na miejsce wypoczynku, trzymają zwierzę głodne aż zupełnie „obeschnie“, „ostygnie“, aż pod grzywą będzie „zimno“, co wymaga od 2 do 5 godzin czasu, zależnie

  1. Tęczówka bezbarwna.