Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

— Mnie też bije, ale... bez bicia serca to nic nie ciekawe!...
I stało się, że po kilku dniach znowu królewna z królewiczem przemknęli się niepostrzeżenie do części parku, gdzie pracował »człowiek z za muru«. Tym razem zastali tam i ogrodnika; ośmieleni podkradli się bliżej i zrobili odkrycie, że nieznajomy mówi, wprawdzie niezupełnie płynnie, ale dość zrozumiale.
— Ach, gdyby podsłuchać, co oni tam gadają? — szepnęła królewna.
— Więc podejdźmy do nich!... Przecie ogrodnik nie pozwoli nam zrobić nic złego!
— Nie o to chodzi!... Lecz oni zaraz zmienią rozmowę, jak nas zobaczą... Wiesz przecie, że wszyscy w pałacu zmieniają rozmowę, skoro się do nich zbliżamy... Nic więc się nie dowiemy... Usłyszymy tosamo, co codzień powtarzają margrabia Korek i ochmistrzyni Głos-Puszczalska!... A tego już mam dosyć!... Nie, braciszku, my lepiej upatrzymy chwilkę, kiedy nikogo nie będzie, i wypytamy się tego ogrodniczka o wszystko!... Zaniosę mu kawałek bułki z masłem!...
Tak się też stało.
Raz po obiedzie, kiedy wszyscy w zamku zazwyczaj drzemali, udało się dzieciom królewskim zastać jeńca samego. Gdy królewna zbliżyła się ku niemu, trzymając bułkę w wyciągniętej rączce, uśmiechnął się tak radośnie, że aż mu zęby błysnęły pod ciemnemi wąsami. Był okropny. Z baraniej czapy brud aż kapał; dłonie miał czarne od sadzy i ziemi, paznogcie krzywe jak szpony zwierza; dokoła chudego ciała zwieszały się niechlujne łachmany, podobne do leniejącego pierza, a przy najmniejszym poruszeniu dzwoniły na nim przeraźliwie łańcuchy. Jadł chciwie bułkę i czekał, co będzie dalej, przykrywszy swe jedyne żywe oko długiemi rzęsami sinej powieki.
— My, ogrodniczku, chcielibyśmy się dowiedzieć, co się tam dzieje za murami!?!.. — spytała nareszcie drżącym głosem królewna.
— Oho, za murami... za murami... — westchnął ogrodniczek — Tam cudownie!...