Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

Pewnego wieczora, gdy całe niebo pełne było krwawego blasku, przywaliła do bramy zamkowej liczna i wrzaskliwa rzesza. Długo trąbili, hałasowali, bili w okucie bramy głowniami mieczy, zanim, po wielu przemowach, krzykach i naradach, kazał młodszy Tatura bramę otworzyć. Wtoczył się oddział rycerzy na pałacowy dziedziniec, aż przytoczył do stopni przedsionka, na których zebrał się cały dwór, zwabiony niezwykłą wrzawą. Wyszedł wreszcie sam Król z Królową.
Orszak składał się z dawno wypędzonych przez Taturę z królewskiego otoczenia rycerzy Błękitnego, Czerwonego, Srebrzystego i wielu innych, wiernych niegdyś towarzyszy królewskich. Król spoglądał na nich trochę zmieszany i zaniepokojony. Ale nie dawał tego po sobie poznać, siwiejącą brodę jedną ręką gładził, a drugą szukał głowicy miecza, którego zresztą dawno już nie nosił.
Rycerstwo zsiadło szumnie z koni i rzucało cugle giermkom. Byli oni oraz ich rumaki i służba zakurzeni, zbryzgani błotem i krwią, piękne ich płaszcze były potargane i podarte, na hełmach, tarczach i zbrojach mieli ślady ciosów i zderzeń.
Przewodził im rycerz Czarny.
Rozstąpili się przed wojownikami dworzanie, Król przestał gładzić brodę.
Rycerz Czarny przykląkł przed królewską parą, Królowę pocałował w łaskawie wyciągniętą rękę, miecz swój ogromny u nóg królewskich położył.
— Przegraliśmy, Królu Panie, wielką bitwę!.. Rycerz Tatura ranny...
— Ach, ach!.. — jęknęły dworskie damy, a Królowa przyłożyła natychmiast białą chusteczkę do pobladłej twarzy.
— Skowroń zabity...
— Jak to, więc wojna?.. — spytał ze zdumieniem Król.
— Tak, Miłościwy Panie! — odparł ze zdziwieniem rycerz Czarny. — Wszak z Twego toczy się rozkazu!
— Ach, tak, tak!.. Chociaż Tatura mówił, że wojny już nie będzie, że wszystko wokoło uznało naszą władzę — kiwał Król głową. — Więc o cóż chodzi?