Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/114

Ta strona została skorygowana.

u podwoi, za któremi słychać było płacz kobiecy i narzekania. Zląkł się i rozmyślał, co robić dalej, gdy nagle drzwi się otwarły i ukazał na progu pancerz olbrzymi i hełm starożytny z niebotyczną kitą z piór pawich.
— Bądź pochwalon, Duchu wszelki! — bąknął Dydko. — Świat się wali!.. Zbroje same chodzić zaczynają... Ludzie znikli! Gdzież jest rycerz?!
— Jestem w środku!.. — wybiegł ze zbroi głos stłumiony. — Z rozkazu Jego Królewskiej Mości... dawniej ogrodnik, teraz zastępca Wielkiego Strażnika Koronnego... Właśnie szukam Waszmości, żebyś szedł zaraz nad bramę i z okrągłego okna pełnił dozór nad królewskim gościńcem. Albowiem ojczyzna jest w niebezpieczeństwie i wszyscy wyruszyli. Muszę więc straż tworzyć z tego, co zostało. Panie i panny dworskie już oblekają zbroje. Waszmość, panie astrologu, dość się już nagapiłeś na jasności niebieskie. Czas na ziemię.
— Bić się? — spytał z przerażeniem Dydko. — Bić się nie będę! To nie moja rzecz. Nie mam wcale ochoty! Od tego są wojewodowie, rycerze... Nie pójdę!
— No, no!.. Bez gadania!.. Proszę za mną!
Musiał Dydko rad nierad przenieść się nad bramę wjazdową. Pozwolono mu wszakże zabrać ze sobą ukochaną rurę oszkloną. Wytknął ją zaraz z okna na drogę, na ziemię.

XIV.

Smutnemi oczami wodził Król po dawno niewidzianych okolicach. Przypomniała mu się młodość wesoła, burzliwa, której świadkiem były te łany, te gaje. Przypomniały mu się boje, szczęśliwie staczane na tych polach; przypomniały mu się rozwiane nadzieje świetlane, plany rozległe, zamysły odważne; przypomniały mu czarne zdrady przyjaciół i bolesne zawody... Ale najgorzej bolał go widok wsi i warownych grodów przydrożnych, które miały strzec kraju. Podobne były raczej do kup gruzu, porosłych chwastami, niż do twierdz obronnych. Znikły również wesołe