wzbudziło popłoch w wojsku, a ciała kilku z nich, znalezione na pobojowisku, przekonały go ostatecznie, że wszystko to nie było przywidzeniem...
Daremnie wszakże gubił się w domysłach. Nic nie rozumiał.
— Jeden chyba Dydko mógłby dać wyjaśnienia!... — pomyślał z tęsknotą.
Czarowny świat gwiazd, daleki od tego cuchnącego krwią pola, świetlany i czysty, zamajaczył przed nim ponętnie. — Odepchnął go jednak.
— Może przyszedł tu, aby łacniej porwać mi syna! — rozmyślał dalej ze zgrozą. Czekał z drżeniem serca, co będzie dalej, wpatrywał się z bystrym przerażeniem w mgliste widnokręgi, skąd coraz przybiegali gońce z wieściami, i rozsyłał na wszystkie strony zbrojne poczty na poszukiwanie zaginionego następcy.
Teraz dopiero ożyła w nim z bolesną potęgą miłość do dziecka. Wspomniał jego jasne włosy i szafirowe przejrzyste oczęta, jego twarz delikatną, pełną przedwczesnego smętku.
Po wielu trudach znaleziono królewicza w nędznej lepiance wieśniaczej, siedzącego na nizkim zydelku przed stołem z resztkami lichej strawy. Królewicz wodził zdumionemi, cokolwiek wylękłemi oczyma po czarnych okopconych ścianach, po ubogich siermiężnych szatach, po otaczających twarzach, grubych, opalonych, zwiędłych przed czasem, spoglądał ze wstrętem na brudne, węzłowate, spracowane ręce wieśniaków, wyciągające się ku niemu życzliwie i ciekawie:
— Wy jesteście wszyscy jak nasz... ogrodniczek! — rzekł wreszcie.
Chłopi dziwowali się i kręcili głowami. Bączuś tłumaczył im powiedzenie królewicza w ich chrapliwym narzeczu, a królewicz w zadumie brząkał na gęślikach ku wielkiej uciesze dziewcząt i dzieci. Wtym zaszczekały na dworze psy i siwobrody chłop, wyjrzawszy przez otwarte drzwi, powiedział łagodnie.
— Przyjechali po ciebie, królewiczu, rycerze! Bóg ci zapłać za twoją muzykę... Wracaj do pałacu w spokoju!
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/119
Ta strona została skorygowana.