— Pójdziemy. Mury są mocne, a Strażnik Koronny pilnuje ich dobrze... Może nawet... za dobrze!... Możeby lepiej bramy narozcież otworzyć albo... przenieść się gdzieindziej... na otwarte miejsce!
— Dawniej mówiłeś co innego.
Bączuś zwiesił głowę.
— To prawda. Omyliłem się. Ale dawniej było też co innego. Dzieci były małe, Wilki potężne. Od czasu jednak pamiętnej porażki jakoś o nich ucichło. Podobno i w ich dziedzinach źle się dzieje, utracili naczelnika...
Król drgnął.
— Kiedyż to było? — zwrócił się żywo do wesołka.
— Tego nie wiem, ale słyszałem niedawno... W dodatku... — ciągnął dalej cichym głosem — królewięta dorosły...
— Nie mam następcy! — mruknął Król. — Ten umie grać jeno na gęślikach!...
— Zato zięć... O dzielnego zięcia będzie nam nie trudno... Mamy królewnę, że na całym świecie poszukać!... A może zgłosi się ten rycerz, co to zgładził Władcę Wschodu i Zachodu i pomoc nam przyniósł... Może już się zgłaszał, tylko zastał... bramę zamkniętą, bo pan Tatura go dobrowolnie nie wpuści, o nie!
— I dobrze zrobi! Za nic na świecie!... Ty nie wiesz, że to był On!...
— Kto?
— Wilk Żelazny!... — wyrzekł Król drżącym głosem.
Bączuś za głowę się schwycił. Teraz zrozumiał, dla czego Król tak marszczył brwi i chmurzył się przy najmniejszym napomknieniu o zbawcy-rycerzu.
Dawno zauważyli to dworacy i rycerstwo, cichaczem więc tylko rozmawiali między sobą o dziwnym wydarzeniu, o złych skutkach, jakie może wywołać złamanie obietnicy królewskiej. — Czarny rycerz w zbroi żelaznej wyrastał w ich opowiadaniach na dziw, na cud. Rychło dowiedziała się o nim z półsłówek panien dworskich królewna.
I nieraz w noc miesięczną, stojąc na pałacowym spowitym w róże
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/121
Ta strona została skorygowana.