Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

— Nie mogę, Potężny i Miłościwy Panie, ani zsiąść z konia, ani miecza mego do pochwy włożyć, ani unieść przyłbicy, aby zażyć z weselem gościnności Twojej, zanim nie potwierdzisz danej mi obietnicy... — zabrzmiał z żelaznej zbroi jak z pustej beczki głos jakiś dziwny, a wszystkim dobrze znany.
Król wyprostował się, Królowa wydęła wargi, a wszyscy ciekawie wyciągnęli szyje.
— Nie powtarzam nigdy dwa razy słów moich i nie cofam moich obietnic! — odpowiedział Król chmurnie, przypominając sobie naraz daną chłopom przysięgę. — Możesz więc śmiało, rycerzu, podnieść swoją przyłbicę. Miecz zaś zachowaj, skoro chcesz... Przedewszystkim pragnę wraz z memi dworzany i domowniki ujrzeć twarz mego zbawcy i przyszłego zięcia!... — dokończył ciszej.
— A wyjdę stąd, jakom przyszedł, bez szkody na zdrowiu i życiu? Przyrzecz mi, wspaniałomyślny Monarcho...
— Ależ tak! Wyjdziesz niezwłocznie, kiedy będziesz chciał... albo zostaniesz z nami dowolnie... — odparł zdziwiony Król.
— Obdarujemy cię, jakeśmy to obiecali! — wtrąciła szybko Królowa. — Nagroda nasza przejdzie twoje oczekiwanie!
— Będzie zgodna z naszym pierwszym postanowieniem! — potwierdził Król.
Rycerz wahał się chwilkę; wreszcie szepnął.
— Trzymam za słowo Waszą Królewską Mość! Proszę pamiętać!...
Miecz u boku zawiesił i odsunął zatrzask przyłbicy. Rozwarła się straszliwa paszczęka i wyjrzały zeń... rumiane policzki i rude wąsiska — rycerza Rondla.
— Rondel!... A to uciecha!... A to psota!... To ci figiel!... — wybuchnęli niewstrzymanym śmiechem dworzanie.
Król wszakże skinął ręką:
— Cóż to za niewczesny żart, Mości Panie?! — spytał gniewnie.
— To doprawdy byłem ja... To wcale nie żart... Należy mi się, Miłościwy Monarcho, zgodnie z obietnicą... Przecie każdy... bez względu na stan i pochodzenie... — bąkał zmieszany trochę rycerz.