Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

Wkrótce jednak nabrał znowu ducha i, widząc zamyślenie i wahanie się pary królewskiej, groźnie nalegał:
— Wasza Królewska Mość po trzykroć obiecała!.. Nie godzi się łamać świętego słowa, nawet danego takiemu jak ja chudopachołkowi... głowę nadstawiałem w walce z rudobrodym olbrzymem... Życie łacno utracić mogłem... Należy mi się... Będę posłusznym i kochającym zięciem i królestwem będę rządził rozumnie! Zresztą już po wszystkim... Wasza Królewska Mość wobec wszystkich stanów potwierdził swoją obietnicę... Któż, jeżeli nie ja, zwalił rudobrodego Władcę Wschodu i Zachodu!... Jeżeli znajdzie się taki, niech wyjdzie, wyzywam go na ostre!
Miecz ogromny z pochwy wyciągnął i podparł się w bok lewą ręką. Król patrzał nań z odrazą, ale wciąż wahał się. Królewna cicho płakała na swoim balkonie, ukrywszy twarz w dłoniach.
Wtym na puste przed rycerzem miejsce wyskoczył... Bączuś. Zrobił ruch swoją grzechotką niby mieczem przed samym pyskiem zakutego w żelazo rumaka, koń potrząsł głową i parsknął, rycerz ściągnął cugle.
— Kłamiesz, panie Rondel, kłamiesz bezczelnie! — wołał tymczasem wesołek. — Jeżeli kto zabił Władcę Wschodu i Zachodu, to prędzej ja, bo obaj przecie w czasie boju leżeliśmy razem dobrze schowani w krzakach!
— Precz, błaźnie!... — zawołał z rozdrażnieniem Rondel, najeżdżając koniem na Bączusia. — Żądam sądu... Żądam zadośćuczynienia!
Bączuś zręcznie uciekał i bił jednocześnie grzechotką konia po chrapach, tak że ten łeb zadzierał i spinał się.
— Czyż pozwolicie tak hańbić marnemu wesołkowi honor całego rycerstwa?! — zwracał się Rondel do obecnych, daremnie siląc się dosięgnąć przeciwnika mieczem. Nikt się jednak mu na pomoc nie ruszył; przeciwnie, na znak Strażnika Tatury, straż pociągnęła od bramy i zaczęła samozwańca otaczać...
— Stójcie, stójcie! — zawołał Król. — Niech obaj opowiedzą, jak było!
— A tak, że kiedy zaczęliśmy uciekać, to uciekałem i ja za drugiemi,