odszepnęła w zadumie królewna... — Niech lepiej zaczeka jeszcze troszeczkę, a wstawię się za nim przy sposobności do ojca!
Długo musiała królewna czekać na sposobność, na dobry humor Króla. Mijały dnie, mijały tygodnie, a posępny monarcha nie dopuszczał nikogo do siebie: albo siedział na wieży, albo w książnicy stare pargaminy wertował, albo wreszcie samotny przechadzał się po cichych alejach zamkowego ogrodu. Zdaleka ostrożnie śledzący go dworzanie widzieli, jak staje chwilami, rozkłada ręce i robi niemi ruchy, jakby sam z sobą rozmawiał. I zamkiem i państwem rządził niepodzielnie Tatura.
Coraz skąpiej, coraz rzadziej napływały wieści z zewnątrz i życie w obrębie pałacowych murów pogrążało się w cichy różano-szary sen.
— Nie wytrzymam! — szeptała królewna, która lubiła jak ojciec błądzić samotnie po alejach parku. — Jaśkowi wystarczają jego gęśliki. Siedzi w swej komnacie i gra... Świata nie widzi, nie widzi stróżów Tatury, śledzących każde nasze słowo i ruch... Oczy utkwi w skrawek nieba i gra... Szczęśliwy!... Ale ja!... Co ja pocznę!?
Zarzuciła cudne jak utoczone z kości słoniowej ręce na gałąź kwitnącej jabłoni i patrzała na lazurowe stawy z pływającemi po nich łabędziami, na złocone łodzie, pełne rozbawionej, śmiejącej się młodzieży, na piętrzący się poza wodami pałac, jakby z chmur zbudowany... Z otwartych okien leciały dźwięki muzyki, okrzyki wesela, tupot pląsających nóg oraz brzęk naczyń biesiadnych.
— Wiecznie tosamo! Ach, co za nuda!... Zginę, zwiędnę, nie poznawszy życia!
Rozmyślała o cudach szerokiego świata, o których opowiadał ogrodniczek, i nagle, jak wówczas, wstrząsnął nią dreszcz przejmujący, gdy mimochodem spotkała się wejrzeniem z świecącemi jak gwiazdy, szaremi oczami w zakratowanym okienku więziennego lochu...
— Muszę do ojca koniecznie za nim się wstawić! Zapomniałam zupełnie! Ale i sama też muszę się ratować!... Ale jak, ale jak?!... Nie przyjechał rycerz! nie przyjechał!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/135
Ta strona została skorygowana.