Zwiesiła głowę, westchnęła i wypuściła z rąk gałąź jabłoni, gdyż doleciały ją zdala skrzeczliwe rozpytywania Wielkiej Ochmistrzyni Głos-Puszczalskiej i niespokojne wołania panien z jej orszaku. Płatki kwiecia jak śnieg posypały się na jej czarne warkocze i leciuchną jak mgła sukienkę.
Gnuśniał Król, gnuśniał dwór.
Aż niespodzianie uderzył w państwo nowy grom, którego nie mógł już ukryć Tatura.
Nadbiegła wieść, że Władca Północy i Południa na czele niezliczonych hord przekroczył granice królestwa z dwuch stron przeciwnych i, zdążając do królewskiego zamczyska, zalewa i zabiera bez najmniejszego oporu włości i całe województwa.
Prowadzić nieprzyjaciela miał chytry rycerz Rondel, który pouczał chłopów, że nie żywi wcale złych zamiarów ani względem narodu, ani względem samego króla Jegomości, ino chce uwolnić wszystkich od złych rządów Strażnika Koronnego Tatury.
— Kiedy jego nie stanie, — głosili Rondlowi wysłańce, — wtedy Król spełni swoją obietnicę, da wam ziemię i zburzy mury zamczyska! Sam Miłościwy Pan cichaczem nam sprzyja!
Wieśniacy w dobrej wierze nietylko nie stawiali oporu, lecz owszem pomagali zaborcom, dawali wskazówki i początkowo dostarczali im nawet dobrowolnie żywności i ludzi zaciężnych.
Otoczone ze wszech stron wrogami, odcięte od wszelkiej komunikacji ze sobą, miasta, zameczki i grody ziem zajętych poddawały się jeden za drugim. Nie miał zresztą Tatura i tam zbyt wielu przyjaciół, a więcej zawistnych i nieprzychylnych. Przerażony Król co chwila odbierał wiadomości o upadku tego lub owego obronnego miejsca, o przejściu pod władzę nieprzyjaciela całych połaci kraju. Dydko na Słomianych Nóżkach miał