dużo do roboty, żeby wymiarkować wśród zgmatwanych gwiezdnych dróg, co Królowi poradzić, co mu czynić należy... Król żądał jasnej, wyraźnej odpowiedzi, a że sam już dużo w gwiazdach rozumiał, nie dawał się zbyć byle czym.
Właśnie astrolog układał sobie mozolnie horoskopy na dzień jutrzejszy, kiedy schody, wiodące do jego ustronia, zajęczały pod ciężkiemi krokami. Dydko nadstawił uszu: nie były to kroki Króla, o nie, ani też pachołka, który mu tu nosił strawę, wodę i drzewo... Któż więc, u licha, śmie go niepokoić w tak ważną dlań nocną porę?
Nie odrywając więc oka od swej rury oszklonej, machnął astrolog i ręką i nogą na natrętnego przybysza, gdy ten drzwi otworzył.
— Ominie Węża i Lwa, ale wpadnie na Wodoleja... a wtedy wszystko uniosą wzburzone fale, o ile nie pomoże nam gwiazdozbiór Łabędzia! Ten umie pływać! — mruczał uczony, nie odwracając głowy.
Wtym mocna, twarda ręka ujęła go za ramię. Dydko krzyknął i obrócił się wartko jak fryga.
— Ach, to Wy, Przemożny Rycerzu! Jakże się zląkłem, myślałem, że to... już... Władca Północy i Południa!
— Przyjdzie, napewno przyjdzie i to niedługo, i wszystkich nas wypędzi! — odrzekł z uśmiechem Tatura, rozpierając się wygodnie w królewskim fotelu.
— A cóż temu winien biedny uczony? Mówię to, co mi każą gwiazdy...
— Tak, ale on napewno ma własnego astrologa!
Dydko zwiesił głowę i w zadumie stukał palcem po rozłożonej mapie nieba.
— A... moja gwiazda co porabia? — spytał po krótkim milczeniu Tatura.
— Gwiazda Jasnego Pana?... Ach tak, gwiazda! — zagadał astrolog i znowu oko do otworu rury przyłożył.
— Gwiazda... twoja, rycerzu... blednie!
— Dla czego blednie! — rozśmiał się Tatura. — Niech no mię waść do tej rury puści! Któraż to jest moja? Aha, ta, dokoła której jest roz-
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/137
Ta strona została skorygowana.