Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

Strażnik koronny wstał i wyprostował się, aż na nim chrzęstnęła kolczuga.
— Owszem, powiesz, uczony mężu, nie wątpię ani na chwilę, że powiesz! Gwiazdy chcą tego, gwiazdy!... To nie jest wcale ani twoje ani moje zdanie! A ty z gwiazd żyjesz, więc ich słuchać musisz!
Dydko podniósł na rycerza swoje sowie, zalęknione oczy, lecz zaraz je spuścił.
— Ja... nie mogę! Król nie uwierzy mi i nie... zgodzi się nigdy... Jest Wilk... Wilk Żelazny...
— Tak, był Wilk Żelazny, ale od czasu, jak rozbiliśmy Wilków w pamiętnej bitwie, nie słychać o nim. Podobno zginął!
— Otóż nie! Gwiazda jego żyje!... Ona to plącze wszystkie moje obliczenia!... Nie widzę jej, ale ją czuję wszędzie... Ścigam ją, szukam... Król również ją jedną pragnie odnaleźć.... Ale znikła nam gdzieś w gwiazd natłoku... W tym właśnie rzecz cała, w tym cała tajemnica! Już ją szukamy tyle nocy... I przerażenie nas ogarnia, co będzie, gdy jej nie znajdziemy, albo odnajdziemy... naprzykład tu, tuż obok naszego gwiazdozbioru... Co będzie!?
— Dosyć, gwiaździarzu! Powiedz mi zaraz, co to wszystko znaczy? Zaraz, rozumiesz! I bez żadnych kłamstw i zatajeń!
— Król królewnę jeszcze w dzieciństwie temu Wilkowi obiecał i królewicza z nią razem... Cała więc nad państwem władza do niego przechodzi!
— Ha!... To więc tak!... Rozumiem! Gadaj, gadaj porządnie, jak było?! — dopytywał się coraz groźniej i chmurniej Tatura.
Drżącym głosem opowiedział mu mędrzec wszystko, co od Króla różnemi czasy usłyszał, i nawet to, czego się sam domyślił.
— Kto więcej wie o tym w zamku?
— Nie wiem. Może Królowa... albo... Bączuś!...
— Dobrze. Już dawno mam tego błazna na oku!
— Co zamyślasz przedsięwziąć, Wielmożny Panie? Drżę cały... Lękam się, że coś uczynisz, co wszystkie nasze zabiegi wniwecz obróci...