już wszystko ułożę... A teraz pójdę do matki, lecz, ojczusiu, ja jej nic nie powiem... Ona ma takie słabe... serce, że ten... Tatura... wszystkiego od niej się dowie! Takiego przed nią zawsze udaje wiernego sługę i przyjaciela...
Król kiwnął głową i, zmęczony, opadł na poduszki, a królewna wyszła niezwłocznie i skierowała się do matczynych pokoi. W przedsionku spotkał ją Tatura. Skłonił jej się uniżenie, ale ostrym spojrzeniem obrzucił jej postać od stóp do głowy. — Przeszła mimo niego pozornie wyniosła i spokojna, choć wszystko w niej pod tym wzrokiem zadrżało.
— Ty pilne daj na wszystko baczenie! Córce rozkaż, żeby donosiła ci o każdym kroku, każdym słówku królewny! Pamiętaj, że od tego zależy... życie nasze! — pouczał brata starszy Tatura.
— Życie nasze? — powtórzył ten z trwożliwą ciekawością. Nie śmiał się wszakże pytać więcej, gdyż brat samowładnie rządził wszystkiemi sprawami rodziny i nikogo do swych planów nie dopuszczał.
Wszyscy na dworze czuli, że się coś niezwykłego dzieje, zauważyli posępne zamyślenie starego Króla, częste i obfite łzy Królowej, bladość królewny i narady jej z ojcem, wreszcie srogą chmurność Koronnego Strażnika. Nikt jednak nic napewno nie wiedział i nie śmiał nawet głośno wypowiadać swych domysłów. Tatura ze wścibskiemi nie żartował.
Kiedy jednak pewnego ranka gruchnęła po zamku wieść, że więziony oddawna w lochu ogrodniczek przepiłował kraty i uciekł, kiedy z tego powodu Tatura kazał wziąć na tortury klucznika i powiesić żołnierza, koło którego wartowni znaleziono przewieszony przez ścianę sznur, — nic już nie mogło wstrzymać pokątnych szeptów, gawęd i domysłów... Niewytłumaczony popłoch i trwoga ogarnęły mieszkańców zamku. Na domiar wyjaśniło się, że i Bączuś znikł gdzieś bez śladu.
Żółty z gniewu Tatura sam z tą nowiną udał się do Króla.
— Najjaśniejszy Panie, błazen Waszej Królewskiej Mości, niegodny