Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/165

Ta strona została skorygowana.

— Właśnie, właśnie! Zapewne! Ale widziałaś sama, co mogę!...
Królewna spojrzała na ojca żałośnie.
— A czyżby... nie można... zwlec jeszcze trochę? Może Bączuś... nareszcie przyprowadzi... odsiecz?...
— Nie słychać o nim! Przeciwnie, ci rycerze i wojewodowie, na których liczyłem, przeszli na stronę Rondla i poddali się Władcy Północy i Południa. W ten sposób zachowali swe włości... Mówił mi to Tatura... Wyliczał wszystkich... Zamków im nie popalono!... Niema rady, córko, niema!...
Królewna zwiesiła głowę.
— Pozwól, ojcze — szepnęła. — Jeszcze parę dni! Spróbuję co innego!...
— Więc dobrze! Niech będzie... jeszcze dwa dni, choć Tatura na to się wścieknie!... On żądał, żeby ślub był jutro!
Królewna drgnęła.
— Nie, nigdy!... Dwa dni... ojcze, dwa dni!...
Odeszła zgnębiona, przejęta odrazą do samej siebie, jak gdyby tym jej ślicznym ciałem, temi rękami wytoczonemi z marmuru, tą smukłą szyją, jak kielich lilji, tą jej głową, kształtną jak pąk czarnej róży, temi oczami, jasnemi jak gwiazdy, już zawładnął jakiś obrzydliwy potwór, owinął je zimnemi skrętami, splugawił, obrzydził...
— Zostanę jego wieczną niewolnicą, będzie śledził chytrze każdy mój krok, każde słowo, każdą myśl!... Nie chcę, nie chcę!...
Wyprostowała się i spojrzała z piętra w dół schodów do przedsionka, gdzie rycerze z pałacowej straży grali w kości i gawędzili, popijając wino.
— Czy Wasza książęca Mość życzy sobie kogo zobaczyć? — spytała słodziuchno jedna z dam dworskich, zbliżając się z ukłonem.
— Nikogo, nikogo nie potrzebuję! proszę mię zostawić w spokoju!
Pobiegła na górę i, zamknąwszy się w swoim pokoju, napisała słów kilka do Bączusia. Opowiedziała pokrótce przebieg wypadków, bunt żołnierzy, groźby Tatury, żądanie jej ręki i połowy państwa na wiano...