Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

»...Sam weźmie pół, połowę oddać zamierza Władcy Północy i Południa... Co więc uczyni z rodzicami i bratem — niewiadomo. Pośpieszajcie, gdyż każda godzina ma znaczenie!... Uratujcie mię, och, uratujcie, gdyż czuję, że umrę — nienawidzę go, brzydzę się nim, boję się go i gardzę nim!... Przybywajcie!«
Podpisała, zawinęła w drugi papier i zapieczętowała własną pieczęcią na wosku. Poczym narzuciła ciemny płaszcz, ostrożnie przemknęła się na dół i poszła szukać brata. Udało się jej w zmroku szczęśliwie ominąć wszystkie honorowe straże, wszystkie służebne i dworaków. Ale brata w pokoju nie zastała, a pytać się, gdzie jest, nie chciała. Zostawiła mu więc tylko karteczkę, że czeka na niego w ogrodzie przy »klombie zdradzieckim« — tak nazywali miejsce, gdzie w swoim czasie złapano ich z ogrodniczkiem.
Było ciemno i chmurno, kropił deszcz. Królewna przytuliła się do drzewa i utkwiła oczy w przeblask alei, skąd przypuszczała, że przyjdzie brat. Nigdy jeszcze nie była sama w nocy w ogrodzie i serce jej biło niespokojnie. Porywy wiatru rwały garściami odurzające zapachy z kwietników i rzucały je wraz z rosą deszczową w zmartwiałe oblicze królewny. Gałęzie szumiały nad nią porywczo, przeszkadzając skupiać myśli trwożne. Niecierpliwie liczyła chwile, wytężała i wzrok i słuch, przejęta obawą, że odkryją w pałacu jej nieobecność, zaczną szukać, uniemożliwią widzenie się z bratem.
— Wtedy... co?
Wszystko w niej stygło z bólu, gdyż ostatnia wtedy ginęła nadzieja!
Ogarnęła więc ją radość niezmierna, gdy w przezroczu alei dostrzegła niedaleko ciemną postać mężczyzny w płaszczu. Zatrzymał się i, obróciwszy w stronę pałacu, zdawał się patrzeć na oświetlone okna jej pokoju. Podeszła więc ostrożnie ku niemu i położyła mu dłoń na ramieniu.
— Jasiu, tutaj jestem!
Mężczyzna odskoczył i rękę opuścił na rękojeść miecza.
— Kto tu? — spytał głucho.