Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

Królewna zlodowaciała — to nie był królewicz. Zapanowała jednak nad przerażeniem i spytała rozkazująco:
— A kto ty jesteś, rycerzu? I co tu robisz? Czy nie wiesz, że ta część ogrodu wzbroniona dla osób, nie należących do rodziny królewskiej?
Poznał ją, oręż z ręki wypuścił i głowę pochylił:
— Czegóż nie odpowiadasz? Nie lękaj się! Nie zdradzę cię... Powiedz tylko, kto jesteś i czego tu szukasz?... — pytała głosem łagodnym.
Nieokreślona słodka nadzieja wstąpiła jej w serce.
— Jestem... Czarnolas... setnik załogi zamkowej... — wybąkał cichutko.
Ledwie mogła wstrzymać okrzyk radości.
— Ach pamiętam, pamiętam cię, rycerzu! Czegóż więc szukasz, może będę mogła ci dopomóc!?
Młodzieniec milczał i nie podnosił głowy.
— W takim razie powiem ci, że traf szczęśliwy chyba cię tu sprowadza... Mam wielką prośbę do ciebie... Chodzi o moje życie... Czy mogę ci ufać, rycerzu!?
— O tak, królewno, o tak!
— Oto tutaj jest pismo... Należy go doręczyć co prędzej wesołkowi Bączusiowi... On powinien się znajdować w województwach wschodnich. Może zresztą już przybył w okolice zamku... Niewiadomo... Trzeba się od chłopów dowiedzieć... Miał przywieść rycerzy Purpurowych, Białych i Błękitnych... Zginął jak kamień w wodę... Nic niewiadomo... Muszę mieć od niego znak jaki i odpowiedź, aby wiedzieć, czy mam umrzeć, czy opierać się? Czy więc zgodzisz się, rycerzu, pismo to doręczyć?...
Głos jej drżał, gdy mówiła, i drżała ręka rycerza, gdy list odbierał.
— Bądź pewną, królewno, że uczynię wszystko, co leży w mej mocy... Bez względu czy... bez względu na wszystko... — Głos mu się załamał.
— Liczę na ciebie, rycerzu! — Wyciągnęła doń rękę, a on złożył na niej lekki, miły pocałunek.
— Muszę iść! Już mię pewnie szukają!... Bywaj zdrów, szlachetny rycerzu!