Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/197

Ta strona została skorygowana.

Stara rybaczka wołała na nie już kilkakroć, żeby szły spać, że już późno, że jutro rano wstać muszą.
Wreszcie dziewczęta szepcząc i chichocząc położyły się razem na pryczy w kącie za zasłoną z wyprawnej skóry łosiowej.
Gdy królewicz i królewna obudzili się nazajutrz, nikogo już w chacie nie było. Przy dogorywającym ogniu znaleźli garnek z warzą gorącą, a na stole przygotowaną czystą miskę, dwie łyżki i wiązeczkę suchego mchu do wytarcia rąk.
Bączusia nie było — nie przybył w czasie nocy.
Naradzali się cicho, co począć.
— Nie pozostaje nic, jak czekać... — szepnęła królewna.
— A jeśli tamci zwyciężyli? Co wtedy?
— Wtedy zobaczymy. Poco zawczasu głowę sobie zaprzątać. Może Tatura uciekł i ścigają go; może wynikły jakie zamieszki wewnętrzne i ojciec nie chce nas wzywać lub nie ma na to czasu? Odkłada, dopóki ostatecznie nie uśmierzy, nie uporządkuje wszystkiego?... Chodźmy lepiej zobaczyć, gdzie się nasi gospodarze podzieli.
Wyszli przed izbę i rozglądali się po chybotliwych wokoło błękitach. Przylądek był tak wązki, ziemi było tu tak mało, że czarna jej plama nikła, niby skaza w krysztale szafiru. Na południu jedynie chmurzył się ląd posępny, ku któremu biegł grubiejący stopniowo łańcuch wzgórz, lasem porosłych. Niedługo królewicz, który miał wzrok bystrzejszy, dostrzegł idące stamtąd dwie małe postacie.
— Może to wysłańcy?
Poszli pośpiesznie w tę stronę, ale rychło przekonali się, że był to stary rybak i rybaczka. Szli bardzo wolno, uginając się pod ciężarem ogromnych wiązek chróstu, zatrzymując co krok i opierając na grubych koszturach. Stary sapał i dyszał, jak zapalony koń; pot ciurkiem płynął mu po twarzy i kapał na ziemię dużemi kroplami z koniuszczka wielkiego nosa. Stara dyszała cicho, lecz wyłupiaste jej oczy nabiegły krwią i stąpała małemi, jak dziecko, kroczkami.
Królewicz nie mógł patrzeć na tę mękę wiekowych ludzi i chciał od