gody, jasne loki spadały mu na rozłożyste ramiona, ręce i nogi stały się podobne do tęgich dębowych konarów. Jedynie oczy błękitne patrzały po dawnemu łagodnie i marząco z pod ciemnych rzęs.
Królewna zmieniła się znacznie mniej, gdyż brat oszczędzał ją, trudniejsze rzeczy sam robił, na słoty, wichry i spiekotę słoneczną zbytnio nie narażał. Ale i ona opaliła się i zmężniała, a ręce i rysy jej zgrubiały. Pomimo to zachowała w kształtnej postawie królewski majestat, a w czarnych oczach wyniosłość.
Brat ogromnie ją kochał i cenił: nie lubił jednak jej... smutku. Dla tego kryła się z nim i wtedy jedynie, kiedy wiedziała, że brat z lasu prędko nie wróci, siadała z kądzielą u okna i, odsunąwszy ramę z rybią błoną, zastępującą szkło, patrzała na chmurniejącą za dalekim morzem ojczyznę.
Furczało wrzeciono, snuła się cienka nitka w drobnych paluszkach, a królewna myślała — myślała o tym, co było... I od tych myśli bladły jej jagody, zapadały się w ciemne doły oczy gwiaździste, więdły, zacinały się wilgotne koralowe usta...
Królewicz po powrocie zaraz poznawał, o czym myślała siostra, i dąsał się, ale częściej próbował ją rozerwać:
— Zośka, dwie barcie pszczół wyrąbałem w lesie. Pójdziemy po nie jutro! Dobrze? Postawimy koło domu, urządzimy pasiekę!
— Poco?
— Jak to: poco? Żeby miód podbierać, wosk topić... Świec naodlewamy... Zawsze to lepiej się pali, niż łuczywo!... Jakie to oczy masz czerwone od kopcia smolnego, jak królik!
Królewna odwracała głowę, aby schować oczy, które robiły się jeszcze czerwieńsze, bo przed niemi stanęła nagle sala zamkowa, jarzącemi gorejąca światły.
...To kraj dziki! Mieszkańcy wciąż muszą walczyć... Nie mają ogłady... Mieszkają w prostych izbach... Używają naczyń glinianych, broń mają kamienną i kościaną... — szeptało widmo rycerza w mglistej zbroi.
Wzdrygnęła się. Brat spojrzał na nią żałośnie.
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/204
Ta strona została skorygowana.