lewicz, drapieżca nie wypuścił zdobyczy, zatoczył w powietrzu półkole i znikł za lasem!
— Skąd on się tu wziął?! Tu ich niema! Trzeba będzie postawić straszydło! — rzekł królewicz w zamyśleniu.
Tegoż dnia jeszcze z wyschłej trawy, ze starego ubrania zmajstrował czupiradło podobne do człowieka, wetknął mu długi kij do ręki i postawił na płocie. Kilka dni nie było szkodnika, aż znowu pewnego dnia, w nieobecności królewicza, wpadł, rzucił postrach na cały zwierzyniec i porwał najpiękniejszego bażanta.
Gdy mu to opowiedziała królewna, rozgniewał się nie na żarty i postanowił skończyć z sokołem. Poświęcił jednego gołębia, obmazał go lepką smołą, przywiązał na sznurku i czekał:
— Uwięzną mu szpony, przylepią się łapy i skrzydła, wtedy go złowię!
Niedługo przyleciał sokół, ale, zamiast brać trzepoczącego się bezsilnie na uwięzi ptaka, popędził za uciekającemi jego towarzyszami, jednego w oczach królewicza zadziobał i porwał.
— Trzeba coś innego obmyśleć!...
Długo naradzał się z siostrą, wreszcie postanowili, że najlepiej będzie nakryć ogrodzenie staremi sieciami. Parę dni gołębie nie będą mogły latać i żerować, ale zato skoro drapieżnik rzuci się na nie, zaplącze się w sieci i zostanie schwytany.
Tak się też stało: sokół zaplątał się krzywym dziobem i pazurami w nicianych okach, królewicz ujął go i z tryumfem zaniósł do siostry.
— Ten nicpoń! Patrz, jak mię podziobał! Harda sztuka! — mówił wesoło, przywiązując więźnia sznurkiem za nogę do słupka przed domem.
Królewna z zajęciem przyglądała się dumnemu ptakowi, który, choć pokonany, nie poddawał się i przy jej zbliżeniu nastroszył wojowniczo pióra, a ostry, krzywy dziób groźnie rozdziawiał.
— Co z nim zrobisz, Jaśku?
— A cóż mam zrobić? Niech siedzi!
— A czym go karmić będziemy!?
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/210
Ta strona została skorygowana.