— A tymczasem ile to stworzeń on życia pozbawi, hę?! Wszak on i króliki porywa i zające. Niech je rybę!...
Żal się zrobiło królewnie sokoła. Gdy nazajutrz została z nim sama, gdyż królewicz powędrował jak zwykle po owoce do kniei, nie mogła dłużej patrzeć na głodową mękę więźnia i postanowiła go uwolnić. Przedtym zwabiła gołębie i bażanty do ptaszarni rzucaniem ziaren i nakryła je siecią. Poczym poszła odwiązać sokoła, ale gdy spojrzała na pierścień na jego nodze, błysnęła jej nagle myśl, od której krew jej spłynęła do serca.
— Nie!... Nie!... Niepodobna — odpędzała od siebie pokusę, lecz ta wracała uparcie. — Dla czego? Cóż to komu zaszkodzi, że tam gdzieś ktoś dowie się, że żyjemy na świecie!? Brat gniewałby się bardzo! To prawda, ale... nawet się nie dowie! Odleci ptak i nie zostanie śladu! Jak nie zostanie go tutaj i po nas! — rozmyślała w rozterce. — Napiszę, niech będzie, co chce! Tak słodko pomyśleć, że tam jednak ktoś o nas się dowie, może pożałuje, pomarzy!... Napiszę!
Wzięła kawałek białego jedwabiu i napisała drobnemi znakami:
»Królewicz i królewna z wyspy Wiecznego Dnia ślą pozdrowienia«.
Okręciła ten liścik dokoła pierścienia na nóżce sokolej, jeszcze go z wierzchu błonką rybią pokryła i mocno przywiązała nitkami. Odwiązała sokoła, poczym zdjęła mu z oczu założoną przepaskę. Ptak nie ruszał się, myśląc, że jest na uwięzi. Musiała go kijem zrzucić z żerdzi. Zakrakał gniewnie i spadł z rozpostartemi skrzydłami, a poczuwszy, że jest wolny, wzbił się chyżo w powietrze, obrzucił okiem ziemię i spadł na gołębie. Uwiązł w sieciach. Z wielkim trudem, włożywszy rękawice, aby jej nie pokaleczył, uwolniła ptaka królewna. On znowu wzbił się i znowu spadł na oszalałe z przestrachu gołębie i znowu dostał się w sieci. I tak do trzech razy, poczym wzleciał wysoko, zatoczył raz i drugi koło nad wyspą i poleciał w stronę lądu stałego. Królewna śledziła go z bijącym sercem, aż zniknął w błękitach, jako punkcik czarny.
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/212
Ta strona została skorygowana.