Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jej Królewska Mość kazała prosić niezwłocznie po przyjeździe Waszą Królewską Mość do siebie!
— Jakaś zmowa! — mruknął Król, targając koniec złotej brody.
I tak jak był w zbroi i w zbrukanych podartych szatach myśliwskich udał się do komnat małżonki.
Przeszedł salę rycerską, gdzie z chrzęstem powstali na jego powitanie od palących się na kominkach ogni zakuci w miedź i żelazo rycerze; minął salę jadalną, gdzie wśród potężnych kolumn jaspisowych długie stoły, zastawione srebrem, puharami z rzniętego szkła i kryształu, cynowemi misami, wazami pełnemi owoców i kwiatów, — czekały na zgłodniałych myśliwców. Wszedł na schody wewnętrzne, wyłożone po bokach ślicznie rzeźbionym drzewem, i po miękkim kobiercu wstępował wolno, zapatrzony w kolorowe witraże, rozpalone zorzą wieczorną.
Królowa miała komnatę w wieży środkowej całą z lustrzanych szklanych ścian. Mieszkała więc niby w wielkim krysztale, do którego o świcie zaglądały różowe mgły z dołu; potym wchodziła purpurowa jutrzenka; przez dzień cały całowało ją rozkochane słońce; wieczorem pieściła zorza wieczorna; w nocy zaglądał księżyc srebrny i mrugały gwiazdy dalekie...
Ale tym razem, gdy Król wszedł, znalazł okna przysłonięte grubemi makatami, woskowe świece jarzyły się w wysokich bronzowych świecznikach popod ścianami, a na środek wysunięte było wspaniałe łoże królewskie pod baldachimem ze złototkanych bławatów.
Na poduszkach leżała Królowa.
Zobaczywszy Króla, uśmiechnęła się blado i usiadła, wyciągając ku niemu rękę; jednocześnie skinęła na służebną i ta wyjęła z kołyski parę ślicznych dzieciaczków w poduszkach.
Król schwycił się z przerażeniem za głowę.
— Jakże się stało, żem mógł się tego nie domyślić?!...
W strapieniu nie zauważył wyciągniętej ku sobie ręki żony.