Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

marmurowemi schodami sklepionego przedsionka. Na basztach okolicznych grodów ognie wiciowe dymią we dnie, płoną w nocy jak posępne gwiazdy — wzywają ludzi do broni. Ciągną drogami z głuchym łoskotem drużyny wieśniaków; jak języki płomieni błyskają w kłębach kurzawy bronzowe ostrza ich dzid i miedziane hełmy. Okrągłe skórzane pawęże i wielkie tarcze drewniane ciężko zwisają na ramionach i barach, które niedawno dźwigały snopy zboża. Z żałością patrzą rolnicy na szumiące kłosy dojrzewających niw, które niezżęte osypią się niebawem. Płaczą żony, płaczą matki, płacze opuszczona dziatwa...
W szeregach ciągnących żołnierzy brzmią bezładne rozmowy:
— Król gniewa się!...
— Dokąd znowu powiodą nas?!
— Podobno Wilki napadły na południową granicę!...
— Nieprawda, tam cicho! Widziałem wczoraj łuczników, co przyszli z tamtych stron...
— Nie Wilcy, lecz Północni barbarzyńcy!... Na Północnych idziemy!
— Ach, wszystko jedno na kogo, byle prędko wrócić!... W domu tyle roboty!
— Wrócą, ale nie wszyscy! — szepnął ktoś posępnie.
Zapanowało milczenie.
— Co tam zawczasu się smucić! Śpiewajcie, chłopcy!

Już się trąby odezwały,
Już do boju w kotły biją,
Dzisiaj, bracia, pola chwały
Licznym trupem się pokryją!...
............
Dalej, dalej naprzód, śmiało,
Jak na wolny lud przystało!

...huknął chór.