Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

— Co to jest?... Zaćmienie ziemi!... Gdzie jest Król?... Szukajcie Króla!... Niesłychane zjawisko: zaćmienie ziemi!...
Chwytał dworzan za ramiona i ciągnął ich do okien, pokazując na mury, ciemniejące poprzez gałęzie drzew...
— To warownia, zbudowana z rozkazu Najjaśniejszego Pana!... — odpowiadali mu z uśmiechem.
— Warownia? — powtórzył zdumiony astrolog. — Poco?!...
— Nic o tym niema w moich gwiazdach. Co?!... He, he!... — syknął Bączuś, klepiąc się wesoło po łysinie. —
— To prawda!... Nic o tym niema w gwiazdach!... — zgodził się w zamyśleniu Dydko i, nie żegnając się z nikim, nie patrząc więcej na ogrody i mury, wrócił co rychlej na swoją wieżę, do swoich retort, teleskopów i obliczeń.
Choć wybudowanie murów znacznie zmniejszyło wydatki na straże i pozwoliło zwołane pułki odesłać do domów, gdzie na nich czekały zaniedbane niwy i warsztaty, nie mógł Król jednak długo z temi murami się pogodzić. Nieraz, przywarszy rozpalonym czołem do szyby, godzinami przypatrywał im się z górnych okien swego pałacu.
— Wąż, kamienny wąż odgrodził mnie od królestwa mego!... — mruczał. — Patrz, Bączusiu! — zwrócił się do nieodstępnego wesołka — Czy nie wąż? Czy baszta mostowa nie podobna jest do wzniesionej głowy wężowej, uwieńczonej koroną?!... On teraz panuje nad moim państwem!... My zaś wszyscy więźniami jego jesteśmy... Czy to do mnie ma teraz kto dostęp?... Przedtym każdy żebrak mógł przyjść i poskarżyć się na swoją krzywdę...
— A teraz, aby wejść do zamku, musi dać denara panu Naczelnemu Strażnikowi, Taturze!... To prawda, Najjaśniejszy Panie!... Ale co było robić?... Zjadłyby nas straże do szczętu, albo zjadłyby nas Wilki!...
— Więc powiadasz, że Tatura bierze pieniądze za przepust do zamku?... — zapytał Król z niepokojem. — W takim razie on wpuści kiedykolwiek Żelaznego Wilka? Tego stać przecie na sutą zapłatę!...
— Wilka on nie wpuści, gdyż mu dobrze jeszcze z Tobą, Królu...