swoje krótkie nóżki, wypiął brzuszek i pomaszerował wesoło ku drzwiom. We drzwiach fiknął zręcznie i zawisł na ogromnej klamce, nogi rozłożył i wyjechał uroczyście za próg na otwierających się podwojach.
— Hej, kapela!... Podczaszowie, stolnicy!... Zastawiajcie stoły, nalewajcie kruże!... Pośpiewajcie, weseli śpiewacy!... Król chce się bawić!
Zapalono pochodnie w przedsionkach, oświecono świecami woskowemi sale grodowego zameczku, gdzie u kasztelana gościł Król, i zawrzała wesoła zabawa. Zadudniały nogi na dębowych i kamiennych posadzkach, buchnęły wesołe, rubaszne okrzyki, żarty i krotochwile. Za stołem, zastawionym jadłem i napojami, zasiadł wsparty na łokciu Król i smutnemi oczami patrzył na swawolącą gromadę. Rej wśród niej wodził opasły Rondel, podczas gdy inni panowie po obu końcach stołu gwarzyli przyciszonym głosem, popijając miód i wino ze złotych i srebrnych dzbanów.
Wesołek podkradał się co jakiś czas do Rondla, wyciągał mu nieznacznie z kieszeni łakocie, pokazywał je zebranym i kładł z wielką powagą do ust...
— Ho!... ho!... ho!... Ha!... ha!... ha!.. — Śmiali się wszyscy.
— Co się stało? — pytał zdziwiony Rondel, zatrzymując się w tańcu.
— Mało, mało!... — beknął Bączuś i oblizał się szeroko.
Zerknął na Króla, ale Król nie uśmiechnął się, może nawet nie widział żartu, zadumany, zapatrzony w daleki, niewidzialny dla nikogo widok.
Zaledwie rozbiegła się wieść w państwie, że król naradza się z kmieciami i nowe prawa zamierza wprowadzać, zaczęły się zaraz zamieszki. Codzień przybiegał goniec z tego lub owego kąta i, przyprowadzony przed Króla, wołał:
— Buntują się chłopi, danin płacić nie chcą!... Na zameczek rycerza