Długo nie odrywał oczu od ciemnego mrowia i płowych murów twierdzy, dumnie wznoszących się niby wyspa wysoka i skalista nad wrogim obozowiskiem. Królewska dwubarwna chorągiew wiała nad nią jeszcze jak płomyk życia, ale czy długo to potrwa?...
— Miłościwy Panie!... dostrzegli nas!... — ostrzegł Króla jeden z przybocznych rycerzy.
Król zwrócił zadumane oczy na obóz chłopski, gdzie roje powstańców zaczęły wylegać z okopów i szykować się w długie potrójne, poczwórne, poszóstne szeregi.
— Posłać do nich heroldów z przygotowanym wczoraj orędziem!... Niech się pokwapią!... Niech im słowem moim królewskim poręczą, że czynsze zostaną zmniejszone, a wszelka swawola ukrócona!... Że wszystkim przebaczę, jeżeli się upokorzą i wrócą do swoich osiedli!...
Popędzili heroldowie z białą chorągwią pokoju w stronę buntowników.
Król widział, jak naprzeciwko nim wyszli siermiężni wojownicy, jak długo coś gadali i jak następnie jego wysłańcy nawrócili konie.
— Nic z tego nie będzie, Wasza Królewska Mość! Te chamy nie znają się na takich dowodach! Zbić ich, przygiąć do ziemi a potym ułaskawić trzeba!... Taka moja rada! — radził rycerz Płomienny.
— Widzisz, wielu ich jest!?
— To nic!... Nie mają konnicy i zbroje liche, oręże kamienne, kosy i cepy!... Wykosimy ich mieczami jak łan zboża! — dowodził rycerz Żółty.
Ale Król milczał, gryzł brodę.
— Przecież to... dzieci moje, bracia wasi!... — wybuchnął wreszcie.
— To nie są bracia nasi, to jest podła krew jeńców, oszczędzona i przygarnięta przez nas! — twardo odpowiedział Rycerz Czarny.
— Tutaj, w obliczu śmierci, wstyd ci, rycerzu, tak mówić! Wszystkim nam grozi zagłada: i podłym i szlachetnym!... Czy nie widzisz?...
Król wskazał ręką na czarne pułki z pod bramy zamkowej.
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/62
Ta strona została skorygowana.