się bitwie z oddala. Tam również poruszano się, jakby gotowano do walki...
— Pójdą pewnie na zamek!... — pomyślał Król i na chwilkę mignęła mu przed oczyma pyszna pałacowa komnata, w niej Królowa, siedząca u okna w złototkanej szacie, a u jej nóg dwoje bawiących się na kobiercu rumianych dzieciaków... Ogromny wilczy pysk pochylił się nad niemi i zmącił mu widok... Król oprzytomniał i spojrzał przed siebie... Po krótkiej przerwie, w czasie której Wilcy wysunęli na czoło świeże siły, zawrzał nowy bój. Wśród rycerstwa już nie czuć było ani twardości, ani zapału. Biło się jeszcze ono dobrze, odpierało napady i zadawało ciosy, ale bez zwykłej dzielności. W ruchach i twarzach widniała jeno zaciętość i rozpacz. Daremnie wodzowie podniecali walczących obietnicą, że lada chwila nadciągnie wojewoda Skowroń, że z zamku wypadnie odsiecz...
Dość było spojrzeć na nieprzejrzane mrowie Wilków, aby zrozumieć, iż żadna odsiecz już tu w czas nie dotrze, nie pomoże... Mały oddziałek królewski nie bił się nawet z tą tłuszczą, jeno szamotał bezsilnie, jak motyl grzęznący w smole... Barwne chorągwie, pyszne płaszcze rycerskie, połyskliwe zbroje nikły, tonęły we wrzeszczącym, szalejącym topielisku nieprzyjacielskim.
Żeby choć resztkę wojska uratować, żeby zupełnej uniknąć zagłady, postanowił Król porzucić obronne stanowisko, przedrzeć się i uciec.
— Ale gdzie? Wszędzie za nami te wilczyska pogonią!... Wytchnąć nie dadzą?... Ani zjeść, ani wyspać się. Będą tropić, gryźć, szarpać, rwać!... A no, niech radzą panowie!... Przez nich cała ta wojna!...
Zwołał Król naprędce radę wojenną do bojowego namiotu wodzów i przedniejszych rycerzy. Wszyscy zgodzili się, że należy od zamku odstąpić, że go uratować nie sposób.
— Podda się Tatura, podda, jak tylko zobaczy, że odchodzimy!... — dowodził rycerz Purpurowy.
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/65
Ta strona została skorygowana.