— Dobrze!... Już możesz, Waszmość Panie Wojewodo, odejść!... Dowiesz się niebawem, co postanowię!
Wojewoda skłonił się sobolim kołpakiem do ziemi i wyszedł.
Król czas jakiś siedział jeszcze w zamyśleniu przed zawalonym papierami stołem, poczym wstał i, cicho stąpając, przez tajemne drzwiczki, krętemi, wązkiemi schodkami udał się na wieżę gwiaździarza.
— Jak się masz, Dydko!?... Cóż tam twoje planety?!... — rzekł i siadł ciężko na zydlu przed otworem wielkiej rury do oglądania nieba.
Astrolog wpół przytomnie spojrzał na Króla sowiemi oczami i głośniej zamruczał szeptane przed chwilą do siebie uwagi:
— ...szczęście większe... męskie... długie... gorące... wielkie... A jest mocniejszego zakonu nauki... imienia... obfitość... A znamionuje duszę i żywot królestwa... Wstrzemięźliwość... wiara... dobre szczęście i... mający moc w sercu i wątrobie, a ukąszenie jego słodkie jest!... Znak dziedzictwa i ustawiczności to jest... Pan duchowny, kto się pod nim narodzi... Czasy nie wiedzą... Patrz, Władco!...
Zwrócił się nagle do Króla, wskazując na kryształowe oko teleskopu, połyskujące tajemniczo w swej miedzianej oprawie.
Król z pewnym lękiem przybliżył swe oblicze ku niemu.
— Co widzisz?
— Widzę mgłę złocistą... Aha!... Widzę gwiazdę!... Z niej wytryska pęk świetlisty, niby rózga... Grozi światu!... Tego tu przed tym nie było... Co to znaczy?
Odsunął się Król od przyrządu i spojrzał na astrologa. W szeroko otwartych źrenicach monarchy struchlała groza walczyła z resztkami rozsądku.
Dydko długo milczał.
— Naprzód znajdziesz dzień miesiąca według biegu jego... Potym dzień tygodnia, a liczbę przez nich napisaną odłóż na stronę... Weź-
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/74
Ta strona została skorygowana.